Image Image Image Image Image Image Image Image Image Image

INTO passion | Listopad 14, 2024

Scroll to top

Top

No Comments

LONDON I LOVE YOU

LONDON I LOVE YOU
intopassion

„Londyn to miasto, które bardzo dynamicznie się rozwija”. „Brytyjski humor jest absolutnie wspaniały”. „Londyn zmienność ma w swojej naturze”. Stolica Wielkiej Brytanii kojarzy nam się przede wszystkim z wielokulturowością, modą i jedynymi w swoim rodzaju restauracjami i sklepami.

O to, za co kochają Londyn, i jakie miejsca szczególnie polecają w nim odwiedzić, zapytaliśmy ludzi związanych z branżą mody, PR-u i dziennikarstwem, dla których miasto to stało się ich drugim domem, bądź ulubionym kierunkiem podróży na wakacje i długie weekendy.

Ina Lekiewicz

Stylistka i art director, mieszkajaca w Londynie

„Rany, pracowałam ostatnio w zachodnim Londynie i byłam w szoku, to jak zupełnie inne miasto, takie sterylne i białe” – powiedziała mi ostatnio znajoma makijażystka ze Szwecji, mieszkająca na Hackney. „Wschodni Londyn wygląda jak zupełnie inny świat, niesamowite jest to, jak bardzo jest kreatywny” – dziwił się znajomy reżyser, który mieszka przy Notting Hill. Londyn jest niesamowity, bo wystarczy kilkanaście minut metrem, by znaleźć się w innej rzeczywistości. Pracuję przy sesjach w wielu lokacjach i mam możliwość uczestniczenia w różnych światach. Mi najbliższy jest wschodni Londyn, w którym mieszkam i w którym mieszka większość moich znajomych. W tygodniu, o ile nie pracuję w studio, oznacza to dla mnie godziny spędzone w Ace Hotel, Shoreditch House i restauracji Albion – miejscach, gdzie na spotkania umawia się branża mody. Uwielbiam leniwy klimat niedzielnych targów przy Columbia Road, Broadway Market, czy Chatsworth Road. Cieszę się też, że „lokalnie” mam miejsca, gdzie wieczorem lubię spotkać się ze znajomymi – pub Clapton Hart i wspaniałą restaurację z drinkami „Ruby’s”. Londyn to miasto, które bardzo dynamicznie się rozwija. Ciągle otwiera się coś nowego, dlatego zawsze warto mieć oczy szeroko otwarte.

The Clapton Hart

The Clapton Hart

26900979

Ace Hotel

Aleksandra Rogowska

Modelka, mieszkająca w Londynie

Do Londynu przyjechałam na dwa lata. Było to sześć lat temu. Starałam się nie przyzwyczajać zanadto ani do klimatu tego miasta, ani do ludzi. Ten plan też się nie powiódł. Powoli wsiąkłam i zapuściłam korzenie. Trochę na przekór samej sobie. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mi jeszcze dane mieszkać w tak fascynującym miejscu, choć pewnie wiele osób powie, że “przecież w Londynie wiecznie pada”. To prawda, nie tylko pada, ale jeszcze wieje, ale to nikomu nie przeszkadza w czerpaniu całymi garściami z tego miasta.
W Londynie najbardziej lubię Londyńczyków! Brytyjski humor jest absolutnie wspaniały: trochę chłodny, szorstki, ale niesłychanie celny i cyniczny. Druga rzecz, która mnie absolutnie fascynuje, to zaplecze kulinarne. Do stolicy Wielkiej Brytanii “wpadałam” wiele razy na przestrzeni ostatnich 12 lat i muszę przyznać, że wiele się zmieniło na lepsze. Jedzenie jest tu wyśmienite, a różnorodność, jeśli chodzi o smaki jest wręcz niebywała.
Jednym z miejsc poza Borough Market, które należy odwiedzić, jeśli jest się smakoszem, jest Brixton Market. Ten pierwszy jest małą perełką turystyczną, gdzie można wybierać i przebierać w różnych potrawach serwowanych wprost ze stoisk; moim ulubionym jest raclette http://boroughmarket.org.uk oraz zawsze niebywale świeże i pyszne ostrygi (http://www.richardhawardsoysters.co.uk). Brixton ma zupełnie inny charakter. Niewielu turystów zapuszcza się w te rejony (przez pewien okres ta dzielnica nie cieszyła się dobrą reputacją, choć przed II Wojną Światową żyło tu wiele bardzo majętnych osób), mieszkańcy są zróżnicowani, w większości pochodzą z krajów afrykańskich i wysp Karaibskich, a dojazd linią Victoria jest bardzo prosty. Na targu w ciągu dnia można zaopatrzyć się w świeże warzywa, owoce i ryby, ale tak naprawdę to dopiero wieczorem miejsce przeobraża się w fantastyczne zaplecze gastronomiczne. Otwierają się małe restauracyjki, gra muzyka, jest gwarno. Można przekąsić coś w knajpce tajskiej, albo spróbować świetnych hamburgerów w ‘Honest”.
W Londynie każda dzielnica jest inna: Soho to kolebka teatrów i gastronomii, a w weekend wielu Londyńczyków wybiera się tu poimprezować. Świetnym miejscem na małą przekąskę jest Princi (http://www.princi.com) czy Flat white na “małą czarną” (http://www.flatwhitesoho.co.uk). Na Frith street są trzy miejsca godne polecenia: Koya (noodle bar), Hoppers (kuchnia sri lańska) czy Ceviche (peruwiańska). Photographers gallery to z kolei doskonałe miejsce, gdzie można zobaczyć bardzo interesujące wystawy, a Liberty’s to najbardziej znany i bardzo klimatyczny mały dom handlowy, wybudowany pod koniec XIX wieku.
Shoreditch (east end) to z kolei dzielnica, w której mieszka wielu młodych zakręconych artystycznie ludzi. Popularne są nawet wycieczki, dzięki którym można poznać historie murali (w tym kilka grafitti Banksego) i artystów. Ciekawą miejscówką jest sklep z czekoladą Must Brothers (wygląda bardziej jak laboratorium, niż tradycyjny sklepik) czy “cereal killer” – raj dla wielbicieli płatków śniadaniowych i moja ulubiona uliczka Columbia road, na którą należy wybrać się wyłącznie w weekend, bo tylko wtedy tętni życiem.

Marylebone kojarzy mi się z fantastyczną księgarnią jak z Harrego Pottera – Daunt i niebywalym miejscem, gdzie można zaopatrzyć się w wyśmienite sery La Fromagerie (http://www.lafromagerie.co.uk).

Do Chelsea zaglądam by odwiedzić Saatchi Gallery – wpadam wtedy do Sign of the Times (butik z luksusową, używaną odzieżą) i Tany’i na małe-co-nieco (raw food).

Taki jest właśnie ten mój “mały” Londyn; zakręcony i bardzo zróżnicowany. Gdzie prócz ukrywania się przed deszczem w przyulicznych kafejkach (Fernandez and wells, Tap i Departament of Coffee and Social Affairs), zwiedzaniu wystaw (v&A, Tate, Somerset house) i penetrowaniu pchlich targów (Portobello i Netil), można wpaść na kurs robienia ginu (http://www.cityoflondondistillery.com).
Zawsze zaskakuje, zawsze zachwyca.. pomimo deszczu…

Rogowska, Richard Haward's Oysters 2

Richard Haward’s Oysters

Rogowska, Netil Market 2

 Netil Market

Magdalena Gościk

Autorka artykułów na Intopassion

Pierwszy raz odwiedziłam Londyn mając 11 lat. Pamiętam, kiedy wróciłam po tygodniowej wyciecze i oznajmiłam mamie, że „jak będę duża, przeprowadzę się właśnie tam”. To była miłość od pierwszego wejrzenia.

Londyn to jedno z tych miast, które się albo kocha albo nienawidzi. Wiem, że ten ciągły pęd, niekończące się kolejki w metrze i kapryśna pogoda mogą odstraszać. Jednak stolica Anglii ma w sobie to „coś”. Uwielbiam ją za inspiracje, które czekają na każdym rogu. Zarówno w sztuce, jak i modzie, kulinariach. Za miks kultur i szalonych ludzi przyjeżdżających tu w poszukiwaniu pomysłów.

Kiedy odwiedzam Londyn staram się spacerować ile tylko mogę. Dzięki temu zawsze odkrywam nowe miejsca. Są też takie, do których wracam za każdym razem. Uwielbiam krążyć między uliczkami w dzielnicy Kensington. Piękne, okazałe domy, klasa, cisza i spokój. Moje serce skradła też znana z filmów część Notting Hill. Kamienice w kolorach tęczy, mnóstwo przytulnych kawiarni i sklepy vintage w okolicy Portobello Market.

Jeżeli idę na wystawę, to na pewno do Muzeum Portretów lub Victoria and Albert Museum. By przypomnieć sobie, jak to jest być dzieckiem, spędzam kilka godzin w Muzeum Historii Naturalnej, które zadziwia mnie za każdym razem. Warto pamiętać, by bilety do londyńskich muzeów zakupić na ich stronach internetowych, gdyż są one często bardzo szybko wyprzedane.

Stolica Anglii to zakupowy raj, w którym łatwo się pogubić. Po kilku latach mam już swoje ulubione miejsca. Na czele znajduje się dom towarowy Liberty. Wyjątkowy budynek, a w środku setki marek. Wszystkie najnowsze trendy w jednym miejscu. Gdy mam ochotę na bardziej kameralne miejsce, idę do Clarkenwell London – mnóstwo niszowych marek, ubrań, kosmetyków oraz piękne artykuły dekoracyjne. Można tu także zjeść lunch i wypić pyszną kawę.

Kiedy chcę poczuć się, jak prawdziwa mieszkanka Londynu, umawiam się ze znajomymi na „popołudniową herbatkę”. Może brzmi staromodnie, ale to przeżycie wyjątkowe, szczególnie gdy wybierze się jedno z bardziej tradycyjnych miejsc. Dzbanek aromatycznej herbaty, do tego piętrowa tacka z wyborem ciast i ciasteczek. Najlepszy sposób na spędzenie błogiego popołudnia. A wieczorem, gdy nadchodzi czas, by nacieszyć oko i podniebienie, wybieram restaurację The Gilbert Scott w hotelu St. Pancrass Reneissance Hotel. To miejsce zapiera dech w piersiach. Zdobione sufity, malowidła, wielkie żyrandole. Ceny dań w karcie mogą przyprawić o zawrót głowy, ale warto zatrzymać się chociaż na jednego drinka. Po jednej wizycie chce się tam od razu wracać.

Goscik, The Gilbert Scott 2

The Gilbert Scott

Goscik, Liberty

Liberty

 

Magda Bulera-Payne

Z zawodu PR-owiec, z zamiłowania fotograf i podróżnik. Lubi mentalnie mieszkać w kilku miejscach. Najczęściej przebywa w Warszawie, choć Londyn traktuje jako drugi dom (stamtąd pochodzi jej mąż, tam pracowała i mieszkała, tam jeździ kilka razy do roku). Wspólnie z mężem prowadzi lifestyle’owy blog He is Dapper.

Londyn mam we krwi. Już nie pamiętam, za co kocham to miasto, po prostu czuję się w tam jak u siebie – mam tam wydreptane ścieżki, ulubione miejsca. Lubię spontanicznie wyskoczyć do Londynu na kilka dni i naładować akumulatory, wtopić się w kolorowy tłum. To duże miasto, ale centrum jest dość kompaktowe. Na krótki wypad polecam spędzić czas na południowym brzegu Tamizy. Na włóczenie, kulinarne wycieczki i prosecco w sobotni poranek warto wybrać się na targ Borough Market, a dalej na spacer ze sztuką w Tate Modern – uwielbiam interior tej industrialnej galerii, zawsze coś ciekawego się dzieje w Turbine Hall (wystawiali tam m.in. Ai Wei Wei i Olafur Eliasson), warto sprawdzić aktualną wystawę czasową lub po prostu pokręcić się po Tate Modern – pooddychać sztuką, popatrzyć na Londyn z wyższego piętra. I koniecznie przejść się Millenium Bridge na drugi brzeg rzeki – najlepiej tam i z powrotem, by potem móc przejść dalej w kierunku Southbank Centre.

Southbank Centre to super miejsce, gdzie odbywają się koncerty, spektakle teatralne, a wokół nich  różne kulturalne wydarzenia – to miejsce pulsuje kreatywną energią. Na tyłach centrum jest niewielki ‚street food market’, gdzie można wypróbować smaki z całego świata. Uwielbiam też Somerset House po drugiej stronie rzeki. W ciągu roku jest tam mnóstwo ciekawych wystaw, zimą ślizgawka, a latem kawiarenka pod gołym niebem i fontanny, w których pluskają dzieciaki. Z Somerset House już niedaleko do Covent Garden – i choć to jedno z bardzo popularnych turystycznych miejsc w Londynie – ma swój niepowtarzalny urok. Tam mieściło się moje biuro za czasów, kiedy mieszkałam w Londynie, mam więc ogromny sentyment do tej dzielnicy Londynu. A jeśli już o niej mówimy – polecam zakupy w tej części miasta, w małych butikach, zwłaszcza na ulicach Long Acre, Floral Street, Neal Street. Alternatywnie, warto przejść się ulicami Regent Street oraz King’s Road i zajrzeć w okolice Sloane Square. Zdecydowanie odradzam zakupowe szaleństwo przy Oxford Street – niewtajemniczonych może na zawsze zrazić do Londynu. A szkoda by było.

Bulera, Regent Street

Bulera, Regent Street 2

Regent Street

Mateusz Kołtunowicz

Freelancer, stylista

Za co kocham Londyn? To proste. Multikulturowość, dostępność mody, inne podejście ludzi do świata i ich odmienności, za modę, która nie wymaga przebierania się – tylko po prostu bycia sobą. Uwielbiam bezpośredniość mieszkańców, ich uśmiechy, zaciekawienie w oczach, kiedy przechodzisz ulica, miłą analizę osoby bez wyrażania negatywnych opinii. Kocham SOHO i jego różnorodność, smaki Azji w China Town. Moje ulubione miejsce na lunch to targowisko Borough Market, gdzie na jednej ulicy, w jednym miejscu możesz zjeść wszystkie kuchnie świata – od ostryg po burgera z jagnięciną i galaretką miętową. Must be w Londynie? Zawsze warto odwiedzić Tate Modern, różnorodni artyści, wystawy stałe i zmieniające się. Polecam także National Portrait Gallery, gdzie obecnie można obejrzeć super wystawę Vogue. Jeśli natomiast szukacie fajnych rzeczy vintage warto wybrać się na Brick Ln, gdzie pełno jest second-handów z prawdziwymi perełkami. Na ulicy też często można spotkać ludzi wyprzedających swoją garderobę, fajna sprawa. Mam jeszcze parę ulubionych miejsc, które odwiedzam zawsze gdy jestem w Londynie takich jak MUJI, gdzie zawsze jest większy asortyment, niż ten w Polsce. Kocham też Lush, czyli sklepik z rewelacyjnymi, organicznymi kosmetykami. Jeśli jesteś weganinem to pokochasz to miejsce. Zawsze jak mam nawet bagaż podręczny kupuję parę ich produktów, pięknie pachną, a obsługa genialnie pomoże, doradzi i pochwali twój outfit. Natomiast jeśli lubicie szukać niebanalnych ubrań to polecam zagłębić się w małe uliczki SOHO – na jednej z nich jest rewelacyjny, choć malutki, butik KTZ.

Koltunowicz, Borough Market

Borough Market

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

National Portrait Gallery

Arek Mikrut

Szkoła Języka Angielskiego i Kultury Brytyjskiej CO LUDZIE POWIEDZĄ

Londyn to nie tylko Królowa, Big Ben i Earl Grey. Będąc zwykłym turystą, ciężko jest poznać prawdziwe oblicze stolicy – trzeba zatrzymać się tutaj na dłużej, by poczuć prawdziwą magię tego miasta skrytą w takich dzielnicach jak Fitzrovia, Soho, czy Spitalfields. Londyn tajemniczy, trochę enigmatyczny i nieodgadniony, to Londyn, w którym nie sposób się nie zakochać. To niezgłębione miasto, które wciąż reewoluuje samo z siebie, a zmienność ma w swojej naturze. To stąd wywodzi się Frankenstein, Sherlock Holmes, Keira Knightley, Charlie Chaplin, czy Rod Stewart. To niezwykły hub kulturowy, w którym mające w sobie duszę zapuszczone i obskurne uliczki na wschodzie przenikają się z szykownymi i wytwornymi galeriami handlowymi w centrum oraz zielonymi parkami na zachodzie.

Czym jest dla mnie? Przede wszystkim owianą aurą skrytości i niekonwencjonalności metropolią, w której głuszy odnajduję spokój, natchnienie i inspirację. Miejscami mającymi dla mnie szczególne znaczenie są Spitalfields i Shoreditch – dzielnice, które są takie trochę nowe, trochę designerskie, trochę high street, a trochę vintage. To miejsca, gdzie łączy się ze sobą wszystko, co świeże, interesujące i inne – jedzenie, muzyka, moda, sztuka i styl. To także tętniące przechodniami, rowerzystami, czy miejscowymi mieszkańcami uliczki, na których można kupić lokalnie hodowane owoce i warzywa, prosto z angielskich ogrodów.

Uroku Londynowi dodają ponadto niezależni artyści, projektanci mody, przepyszne jedzenie przygotowywane w przydrożnym garażu lub bezpośrednio na ulicy, czy urokliwe kawiarnie nad Regents Canal.

Reykjavík nad Tamizą nie pozwala tak łatwo opuścić swoich murów. Wsłuchiwanie się w duszę tego miasta szepczącego w rytmie punku, ska, funku, bluesa i indie rocka uwalnia niesamowitą ilość dopaminy i endorfin. Londyn uzależnia. Jest źródłem inspiracji czerpanej z wyglądu i zachowania innych. Niezliczone kawiarnie, takie jak Timberyard, Kaffeine, Soho Ground, czy Federation Coffee pełnią rolę sanktuariów łącząc ludzi o podobnym charakterze i zainteresowaniach, ułatwiając komunikację i nawiązywanie kontaktów. Są ogniskiem opowieści snutych podczas gapienia się w pełne wigoru ulice i wsłuchiwania w stukający o szyby deszcz. To uczucie życia, energii, entuzjazmu i temperamentu sprawia, że przyjeżdżając tutaj musisz liczyć się z tym, że część twojej duszy zostanie nad Tamizą już na zawsze.

b37b9254-590c-4f01-8bd1-699ea06b2533

01754ab0-cb9b-4595-bda7-e580182ddc70

https://www.instagram.com/jaroslaw_marciuk/

Kamila Belczyk-Panków

Senior account w agencji PR Destino i bloger na portalu www.intopassion.com.

Londyn to moje ukochane, europejskie miasto. Idealne na weekendowy wypad lub spędzenie całego tygodnia – podczas, którego nie ma mowy o nudzie. Niesamowitą atmosferę nadają mu klimatyczne kamienice, stare ulice, angielskie puby i przepiękne parki – klimat niczym z Sherlocka Holmesa. Uwielbiam Londyn w lecie, kiedy można spotkać się z przyjaciółmi na pikniku w jednym z parków, wypić na kocu kawę i zjeść pyszne śniadanie, a także zimą kiedy wybieramy się na najlepszą cynamonową kawę do modnej knajpki w okolicach Oxford Circus.

Istnym must be jest dla mnie Tate Modern, które pod względem wystaw nigdy mnie nie zawodzi, to sztuka nowoczesna w najlepszym wydaniu. Zawsze oprócz wystaw zaglądam do ich sklepiku, w którym można znaleźć designerskie cuda. Oprócz Tate Modern uwielbiam National History Museum – istny klasyk dla miłośników historii oraz British Museum ze sztuką na najwyższym poziomie – to miejsca, które każdy miłośnik sztuki musi chociaż raz w życiu odwiedzić. Od imponującego budynku Tate Modern warto wybrać się spacerem przez nowoczesny Millenium Bridge do urokliwych kawiarenek przy bankowej dzielnicy Bank Station – to tam można wypić najlepszą kawę w mieście i zjeść pyszne muffiny. Ze względu na zamiłowanie do mody uwielbiam spacerować po Oxford Street i Regent Street, które „kipią” modą, a witryny z sezonu na sezon zachwycają różnorodnością i pomysłowością ich twórców. Dla fanów streetwearu polecam SOHO i odwiedzenie takich kultowych sklepów jak Supreme, czy Maharishi. Zawsze jak jestem w Londynie muszę tam zajrzeć. SOHO to też najlepsze księgarnie i second handy – koniecznie musicie się wybrać do vintage shopów. Dla miłośników alternatywnej mody – polecamy Dover Street Market, w których można znaleźć wybrane sample najlepszych projektantów. Koniecznie musicie się tam wybrać! To kolebka modowa! Aby zobaczyć multikulturowość Londynu trzeba się wybrać na Camden Town, tam oprócz „objechanych” sklepów i ciekawych budynków spróbujecie najlepszego ulicznego jedzenia. Azjatyckie potrawy robione w wokach na ulicach, w połączeniu z klimatem Camden smakują najlepiej!

Uwielbiam Londyn także za jego historię, całą otoczkę związaną z rodziną królewską i wiele miejsc, w których czuć ten niesamowity klimat angielskiej dynastii… tak dziwny i dla nas Polaków odległy kult osób rządzących. Dlatego będąc w Londynie nie wyobrażam sobie nie pójść do miejsc związanych z monarchią – warto przejść się na spacer z Piccadilly Circus do Pałacu Buckingham, a następnie przez piękny park do zjawiskowego Parlamentu – to tam przy dźwięku Big Bena czuć prawdziwy, londyński klimat!

1414584022maharishiAbout

Maharishi

large

 

Submit a Comment