Image Image Image Image Image Image Image Image Image Image

INTO passion | Listopad 12, 2024

Scroll to top

Top

No Comments

MARAKESZ – miłość i nienawiść

MARAKESZ – miłość i nienawiść
Paulina Grabara

czyli bezpieczeństwo, architektura, jedzenie i klimat miasta. Allachu Akbar miesza się tu z ulicznym “Fuck off”, które możecie usłyszeć zarówno od dorosłego mężczyzny, jak i od 7-letniego dziecka. Największym zagrożeniem są skutery jeżdżące między stoiskami na bazarze. Jest tu głośno, nerwowo. “Twój riad jest w tamtą stronę, na plac w tym kierunku” usłyszycie o wiele częściej niż słowa modlitwy. Marokańczycy naciągają i mogą próbować cię oszukać, ale jeśli głos modlitwy budzący w środku nocy cię nie odstrasza, a lubisz zapach orientalnych przypraw i tradycyjne rzemieślnicze wyroby, to przyjedź do Marakeszu.

FB intopassion, IG into_passion, wesprzyj nas na patronite.pl/intopassion

Zobacz też wszystkie moje stylizacje z Marakeszu, klikając TU.

 

Przyjedź, jeśli chcesz poznać smak słodkiego tagine z jagnięciny z morelami i śliwkami i napić się rose na dachu stylowego riadu patrząc na zachodzące na różowo-pomarańczowo słońce czy wsłuchać się w głos ptaków w sekretnym ogrodzie. Tylko uważaj – to miasto wciąga i prawdopodobnie zakochasz się w nim, jak ja.

 

CO ZOBACZYĆ

Zacznę od tego, że zamiast w hotelu warto zatrzymać się w riadzie, bo są one z pewnością perełką tego miasta. A większość riadów możesz zobaczyć tylko wtedy, kiedy się w nich zatrzymasz. Niektóre mają restauracje, ale warto sprawdzić czy nie są jedynie dla gości hotelowych. O riadach przeczytacie więcej w moim okładkowym artykule do letniego wydania STYLISH PAPER.

IMG_4923

Riad Altair

IMG_3545

Riad Kasbah

IMG_3288

Riad Matham

 

Na początek jeśli chcecie poczuć klimat miasta to wybierzcie się na spacer po medinie – po chwili przyzwyczaicie się do natarczywych sprzedawców (nie jest aż tak źle) i będziecie podziwiać sklepy z lampami i dywanami, które zwisają tu z dachów budynków, srebrne czajniczki do herbaty czy kolorowe, pachnące przyprawy. Souki podzielone są na profesje, tak więc wytwory ze skór znajdziecie w jednej części, a ze srebra czy miedzi w innej. Główny plac Jemaa el Fna polecam jedynie, by obejrzeć jak wygląda z daleka, gdy unosi się nad nim dym od przygotowywanego jedzenia na ulicznych stoiskach. Lub wpadnijcie tu wieczorem, by spróbować lokalnej kuchni ulicznej. Będą tłumy, warto więc uważać na torbę/portfel. Minusem placu są żywe zwierzątka, jak małpki czy węże, wystawiane na upale, by wyciągnąć od turystów zapłatę za zdjęcie. Lokalne produkty jak talerze, kubeczki czy tekstylia są tu droższe niż kilka przecznic dalej. Tak więc byłam tu kolejny raz, ale tylko przez chwilę. 

LRM_EXPORT_13303120704466_20190601_145450298

LRM_EXPORT_129621611211787_20190606_132937313

 

Marakesz to poza riadami i soukami miasto pałaców i sekretnych ogrodów. Odnośnie pałaców najciekawszym jest pałac Bahia W pobliżu znajduje się też bardziej zniszczony pałac Al Badi, gdzie odbył się tegoroczny pokaz kolekcji Dior. Ogrody stanowią wspaniałą oazę w kontrze do zatłoczonego i raczej głośnego miasta. Najbardziej znany jest ogród Majorelle, niegdyś należący do francuskiego projektanta Yves Saint Laurent, który mawiał, że Marakesz nauczył go kolorów. Warte odwiedzenia są też Le Jardin Secret, na terenie których znajduje się kawiarnia z tarasem na dachu, skąd rozpościera się piękny widok na ogród. Inne warte polecenia miejsca to ogrody Menara oraz liczne muzea, w tym Muzeum Marakeszu oraz Dar Si Said. Maroko jako kraj islamski może też pochwalić się pięknymi meczetami – w Marakeszu warto odwiedzić meczety Koutoubia oraz La Mderssa Ben Youssef.

IMG_4641

IMG_4707

 

 

CO JEŚĆ

Podstawą i początkiem dnia są marokańskie śniadania, które w każdym z 3 riadów, w których się zatrzymałyśmy, wyglądały podobnie: placki marokańskie (zwykle dostawałyśmy 2 rodzaje, jeden jakby z kaszki manny, drugi bardziej twardy niż polskie placki), chlebek marokański Khobz, który dostępny jest też w opcji pełnoziarnistej, na życzenie omlet, a także jogurt, miód, dżem i owoce. Do wyboru herbata lub kawa.

W menu w restauracjach króluje mezze (najpopularniejsze lokalne przekąski to poza oliwkami różne pasty czy pieczone warzywa, jak papryka czy bakłażan), sałatka marokańska (z pomidorów, cebulki, natki pietruszki z przyprawami), hummus, zupy z soczewicy, chłodniki, w tym przybyłe z sąsiadującej przez morze Andaluzji gazpacho, aż w końcu charakterystyczne tagine. To danie jednogarnkowe najczęściej z kurczaka czy jagnięciny, robione w charakterystycznym stożkowym naczyniu nazywanym właśnie tagine. Najsmaczniejsze, jakie jadłam, było z sezonowymi owocami, za które Marokańczycy uznali delikatnie suszone, a następnie uduszone wraz z mięsem śliwki i morele. Ciekawą wersją tażin lub tadżin – jak piszemy po polsku – jest danie z kurczakiem i kiszonymi cytrynami, które to po raz pierwszy widziałam właśnie w Maroku. Ciekawie podawany jest także kuskus (tak nazywane są potrawy na bazie kuskusu, który przygotowywany jest inaczej niż w Polsce) z warzywami i mięsem. Wszystkie dania są niezwykle aromatyczne.

Do picia na każdym rogu napotkacie świeżo wyciskany sok pomarańczowy – jest naprawdę rewelacyjny – w zależności czy chcecie wypić na ulicy ze szklanej szklanki czy zamówicie go w trendy restauracji zapłacicie od kilku do 20-30 dirhamów. Jeśli chodzi o napoje to Maroko nierozerwalnie związane jest z zieloną herbatą z miętą. Zupełnie nie przeszkadza im serwowanie gorącej herbaty w upale, natomiast w wielu kawiarniach możecie też spotkać się z mrożoną zieloną herbatą. Jeśli chodzi o restauracje to zgodnie na pierwszym miejscu uplasowały się wegetariańska La Famille (mała karta i rewelacyjne połączenia smaków) oraz przepięknie położona w ogrodzie La Table du Palais. Zanim się tam zjawicie, lepiej zarezerwujcie stolik. Pierwsza z nich ma krótkie sezonowe menu, ja jadłam rewelacyjną sałatkę, a koleżanka Asia wegańską wersję pizzy marokańskiej. Nawet nieźle brzmi, a uwierzcie mi, że smakuje jeszcze lepiej.

restauuracja

jedzenie

Jeśli chcecie zjeść w modnym miejscu to jeden właściciel stworzył 3 królujące na instagramie restauracje: Nomad, Le Jardin i Cafe des Epices. Jadłam tylko przekąski, opinie dotyczące jedzenia są różne – ja mogę tylko powiedzieć, że jagnięcina chłopaków wyglądała rewelacyjnie.

LRM_EXPORT_109646136146850_20190605_145414396

20190524_193335

Na koniec jeszcze temat słodyczy – kto mnie trochę zna, ten wie, że nie jem słodkiego, choć w Marakeszu słodkości możecie znaleźć na każdym rogu. Natomiast dla tak ciężkich przypadków jak ja, Marokańczycy też mają propozycję: pomarańcze z cynamonem. Boskie. 

IMG_3494

 

 

ZAKUPY czyli LOKALNE PAMIĄTKI

Stara część Marakeszu to jedno wielkie centrum handlowe pod otwartym niebiem, choć zadaszone od palącego słońca. Zarówno souki, jak i sam bazar przy główny placu Jemaa El Fna, to królestwo obfitości. Dowód na światową nadprodukcję. Znajdziemy tu lokalne wyroby od poduszek i narzut, przez skórzane portfele, torby, śmieszne i mniej śmieszne buty, tradycyjne ubrania, po podróbki wszelkiej maści – można nawet wybrać odcień złota logotypu Gucci na pasku. Marokańczycy słyną z oleju argonowego, miętowej zielonej herbaty, czajniczków czy wreszcie dywanów. Trzeba się targować, a najlepiej na strat wyjść od 25% ceny, by spotkać się ze sprzedawcą gdzieś w połowie. 

Zupełnie inna sytuacja panuje w concept storach, które w medinie znajdziemy np. przy modnej kawiarni Nomad (concept store Chabi Chic), a poza nią w pobliżu wejścia do ogrodów Majorelle – 33 Rue Majorelle. Tu się nie targuje, a ceny produktów nie różnią się niczym od tych, które znajdziemy w europejskich miastach. Kupiłam kubeczek do kawy za 180 dirhamów (ok. 20 Euro) – fakt, że jedyny w swoim rodzaju. Mają też piękne donice z ceramiki, ale wtedy do ceny trzeba dodać opłatę za nadbagaż.

 

20190525_222233 copy

LRM_EXPORT_109873913130417_20190605_145802173

 

 

BEZPIECZEŃSTWO

Przed przylotem do Marakeszu przeczytałam na jednym z polskich blogów, że Maroko to najniebezpieczniejszy kraj w Afryce, szkoda, że nie było źródła tej informacji. Na forum dla podróżujących blogerek dziewczyny pisały, że bały się na początku, ale że to wszystko działo się w ich głowie, bo Marakesz okazał się bardzo bezpieczny. Postanowiłam porozmawiać na ten temat z właścicielami riadów – Francuzami, którzy się tu przeprowadzili, a mają wybór i mogą wrócić do siebie. Oboje zgadzają się, że Francja, a w szczególności Paryż jest bardziej niebezpieczny niż życie w Marakeszu. Właściciel riadu Kasbah mówi mi, że jego dziewczyna nie boi się tu chodzić po zmroku w przeciwieństwie do Paryża, a właściciel Riad Dar Kleta i manager w sąsiednim riadzie Matham twierdzi, że gdyby było tu niebezpiecznie, nie przeprowadziłby się tu z rodziną. Mówi, że medina to zupełnie inne środowisko, a wiadomo, że nieznane powoduje obawy. Twierdzi też, że francuski rząd oświadczył, że Maroko to najbezpieczniejszy kraj w Afryce (informacja odwrotna do tej na polskim blogu). 

O bezpieczeństwo turystów w Marakeszu postanowił też zadbać marokański rząd (policja turystyczna, która nie ma strojów i tylko obserwuje, co się dzieje). Mimo wąskich uliczek i wielu zaułków jest tu też bardzo jasno, bo wszędzie są lampy. Do tego dochodzą kamery w miejscach głównych atrakcji turystycznych, dzięki czemu prościej wytropić np. złodzieja. O bezpieczeństwo zadbali również właściciele riadów opłacając ochraniarzy, którzy “nadzorują” nocą wąskie uliczki. 

 

TRANSPORT

Dużym plusem są bezpośrednie loty Wizzair z Warszawy do Marakeszu. My za przelot w obie strony z dużą walizką (20kg) zapłaciłyśmy po 610zł za bilet. Lotnisko położone jest blisko miasta – można dojechać autobusem, my finalnie wzięłyśmy taksówkę za 100 dirhamów (riady i hotele często proponują własny transfer, z tego co widziałam za 20-30 Euro). Z tego co nam mówił manager to “dobrą ceną” poruszania się po Marakeszu taksówką jest 50 dirhamów, my przejechałyśmy za 60 z Palace Bahia do ogrodów Majorelle, które położone są poza mediną. Warto też wiedzieć, że w wiele uliczek w medinie taksówka nie wjedzie, będziecie więc zmuszeni, by przejść te niewielkie dystanse pieszo.

 

POGODA

Sezon w Maroku trwa cały rok, ale unikajcie przyjazdu do Marakeszu latem. Ja za pierwszym razem byłam właśnie w lipcu i trafiłam na najgorętsze lato, z rekordową temperaturą 50 stopni w cieniu. Bardzo przyjemnie jest tu jesienią (październik, listopad) oraz wiosną od marca do maja. 

 

LRM_EXPORT_108849396440638_20190605_143246560

Riad Altair

dar kleta

Riad Dar Kleta

 

Submit a Comment