Cuda Angkoru
- Paulina Grabara
- On maja 12, 2013
Zawsze się obawiam tych wszystkich wychwalanych miejsc, których pięknem zachwycają się poeci i malarze, fotografowie, podróżnicy i zwykli turyści. Czytając liczne artykuły obnażające cudowny kompleks Angkor, który rocznie odwiedza 2 mln turystów, stresowałam się przed pierwszym spotkaniem.
To trochę jak spotkanie z nieznajomym. Im bardziej ktoś jest chwalony, tym bardziej wiem, że nadejdzie wielkie rozczarowanie. Trudno zwyciężyć ze wspaniałymi wyobrażeniami, bo nasza wyobraźnia ma wielką moc. Nie wiedziałam czego oczekuje po widoku kolejnych świątyń, ale byłam przekonana, że zachwyt będzie łatwy do odczucia – będzie albo go nie będzie. Pierwsza świątynia, przy której się zatrzymałam czyli Angkor Thom zrobiła na mnie duże wrażenie, ale przegrała z napompowanym przez media i książki wyobrażeniem, które ze sobą przywiozłam. Następnie udałam się na prawdziwą randkę: różowy piaskowiec świątyni Bantay Srey kokietująco przeglądał się w jeziorze, subtelny obraz zachęcał, aby przystanąć na dłużej. Śpiew ptaków i szum wiatru został odsunięty w tło przez tradycyjną khmerską muzykę, graną przez ofiary min przeciwpiechotnych.
Był jednak ten jeden moment, który na zawsze pozbawił mnie kolejnych zachwytów nad innymi świątyniami, grobowcami czy zabytkami, które stanowią świadectwo naszej cywilizacji – to Angkor Wat. Od tego momentu patrząc na każdą kolejną świątynie myślałam ‚piękna, ale jednak ten Angkor…”. Patrząc na ten architektoniczny cud świata chciałam być sama, spacerować po terenie świątyni, siedzieć na tysiącletnich kamieniach i wsłuchiwać się w wiatr historii. Zapach kadzideł, przechadzający się w cieniu kamieni mnisi w tradycyjnych pomarańczowych szatach zabierają nas w absolutnie inny wymiar. Liczne rzeźby apsar i wojowników, sceny z codziennego życia pozwalają delektować się krok po kroku tą niespodziewanie upadłą cywilizacją.
Moja ulubiona świątynia to jednak Ta Prohm, po której biegała Lara Croft. Zanurzona w dżungli, pochłonięta przez siłę natury: konary potężnych drzew częściowo pokonały historię. Częściowo to historia pokazała, że jest niezniszczalna.
W świątyniach Angkor Wat czułam się wolna, czułam się szczęśliwa, czułam się spokojna. Byłam tak blisko nieba i czystego w swej formie piękna. I żadne słowa i żadne opisy tego uczucia nie zobrazują.
Submit a Comment