OLGA IDZIK – kobieta multifunkcyjna
Z Olgą, właścicielką i projektantką COCHO by Olga Idzik rozmawiam o inspirujących podróżach, ulubionej rzeczy w jej kolekcji, bez której nie wybrałaby się w podróż, a także o miejscach w Polsce, które ją wyciszają.
Jeśli chcecie zdobyć swój egzemplarz STYLISH PAPER, wesprzyjcie nas na patronite.com/intopassion (więcej na dole tekstu).
Jak się dowiedziałam Olga bywa w swoim butiku przy Wiejskiej 11/2 w każdą środą. Spotykamy się o 11, ale finalnie przez większą część czasu przymierzam kolekcję. Tak zwyczajnie bardzo mi się podoba, jest też bardzo zróżnicowana. Łatwo mi sobie wyobrazić, że u Olgi ubierają się matki i córki. Na pierwszy rzut oka podziwiam sukienki – zieloną na wystawie, która klimatem zabiera mnie do tropikalnego raju, długa, w motyw panterki, którą wyobrażam sobie, że można założyć na eleganckie przyjęcie jak i na ulicę. Wszystko to kwestia dodatków. Zachwyca mnie jesienna marynarka w kolorze bladego różu, z paskiem w talii. Zupełnie nie mój styl, ale się sobie podobam. W końcu wybieram czarną sukienkę z miękkiego materiału, która pięknie podkreśla sylwetkę i czarny, ciepły sweter, który przyda się na jesienne dni.
Olga jest super miła, uśmiechnięta, wydaje się taka spokojna i niezmanierowana. Umawiamy się kolejnego dnia na rozmowę o podróżach i modzie oczywiście.
Inspirują cię podróże?
Najbardziej. Myślę, że są podstawą mojej pracy. Najbardziej inspirujący wydają mi się ludzie. Zmiana otoczenia, kultury. Podróże bardziej otwierają na nowe myślenie, na nowe doświadczanie nawet tych samych rzeczy. Dojrzewanie mnie jako kobiety, przedsiębiorcy, projektanta – to wszystko też miało swoje odbicie w moim podróżowaniu, bo inaczej myślałam i podróżowałam, jak miałam lat 20, a inaczej po 30-tce. Teraz mam wiekszą wolność, co wiąże się z ekonomią. Mogę doświadczyć spania na plaży w śpiworze, bo taki jest mój wybór, ale także najbardziej luksusowego hotelu, bo chcę zaznać architektury, wnętrz, jedzenia. Bo dla mnie ważna jest forma, porcelana, z której piję kawę, sposób podawania jedzenia na talerzu. Dla mnie ważny jest dotyk, smak – to wiąże się z projektowaniem, designem. Wcześniej było zupełnie inaczej, z jednej strony ekonomicznie, a z drugiej miałam mniej wrażliwości niż mam dziś. Tamto podróżowanie było bardziej zaliczeniem miejsc na mapie.
Teraz jak wyjeżdżam to potrafię włączyć pauzę i cały dzień patrzeć na ocean, rozumiem, po co tam jestem, czerpię energię i siłę.
Bardzo intensywnie pracuję, moja praca jest też bardzo stresująca, bo inwestowanie pieniędzy jest bardzo stresujące – konsekwencję ponoszę sama, coraz częściej potrzebuję odpoczynku, zatrzymać się, popatrzeć na ocean albo wjechać na ostatnie piętro wieżowca i podziwiać przestrzeń dookoła.
Czy planujesz swoje podróże czy są spontaniczne?
Podróże dzielę na zawodowe i te spontaniczne, prywatne. Zawodowe to te, które muszę odbyć: targi tkanin, marek odzieżowych. Paryż, Włochy. Czasem są to fashion weeki, ale co do nich, to nie są dla mnie inspiracją, bo ulice są pełne ludzi przebranych, zamiast ubranych.
Co to za pomysł z Zanzibarem? Czy łatwo było zrobić tam sesję?
Założenie od początku było takie, że zrobimy sesję z czarnymi dziewczynami, dlatego też w look booku jest mulatka. Taka idea jest na 2 sezony, poza tym chciałam odwiedzić Afrykę 😉
Jeśli chodzi o sesję to jest to łatwe, pod warunkiem, że wszystko jest skrupulatnie zaplanowane, wraz z planem B. Najtrudniej jest zaplanować całą logistykę, umówić ludzi i ekipę, ale jak to jest już wykonane, to reszta jest czystą przyjemnością.
Afryka od dawna mnie wołała, chciałam poczuć, zasmakować i zobaczyć kulturę na miejscu, bez oprawy all inclusive, której szczerze nie znoszę.
Poznać miejsce od podszewki można jedynie samemu, doświadczając, czytając, rozmawiając.
Jeśli chodzi o produkcję sesji to modelki zostały wybrane, skonsultowane i w końcu zabookowane przed wyjazdem. Dobraliśmy ze stylistą bardzo dokładnie looki, bo wiedziałam, że będzie problem z przebieraniem się i wszelkimi zmianami w lokacjach, gdzie planowaliśmy zdjęcia. Na wyspie 99% ludności czyli około miliona ludzi to muzułmanie, mimo iż w samej Tanzanii stanowią jedną trzecią wyznawców, reszta to chrześcijanie i wyznawcy etnicznych religii.
Poprosiłam, aby modelki, z których jedna była lokalną dziewczyną, a druga mieszkającą na wyspie Amerykanką, przygotowały na sesję swoje tradycyjne nakrycia głowy i buty.
Chciałam oddać jak najbardziej lokalną filozofię, połączoną z moją nieprzyzwoicie europejską kolekcją.
Co myślisz o samej wyspie? To dla wielu marzenie, afrykański raj – jaki jest twój stosunek?
Ambiwalentny. Zanzibar tak samo może zachwycić, jak i rozczarować. W tym samym stopniu.
Robiąc zdjęcia i sesję zdjęciową, zaplanowałam różne lokacje, w różnych częściach wyspy. To dało mi możliwość sprawdzenia stolicy, póżniej wschodniego i zachodniego wybrzeża, luksusowych kurortów z prywatną plażą, jak również schowanych w lesie palmowym, rodzinnych hoteli, praktycznie pustych i nieznanych.
To, co mnie złapało za serce, to poranki nad oceanem, przypływy i odpływy, dno oceanu, odkryte z całym swoim bogactwem, życiem, krabami, muszlami… niesamowite. Oceanu, zapach przypraw, świeżych owoców i alg – to wszystko bardzo inspiruje .
Dzień, który trwa od 6:00 do 18:00, co dla mnie jest idealne, bo jestem osobą, która jest non stop w pracy, a taki biologiczny zegar przez 14 dni był świetnym wstępem, by zmienić swoje nawyki nieprzespanych, pracujących nocy.
Zapamiętałam ciszę, bardzo mało muzyki, ale tylko w rodzimych, małych kurortach, hotelach.
A to, co zdystansowało, to osaczający charakter miejscowych w stosunku do turystów. Wszystko za specjalną cenę, tylko dla Ciebie, tylko dolary i akurat na pewno tego potrzebujesz… nurkowania, chusty, bransoletek, łowienia ryb itp.
Odstraszali mnie Masajowie, Ci prawdziwi i Ci którzy Masajów tylko udają. Niestety… Przybywają na wyspę z północy Tanzanii i Kenii w celach zarobkowych. To bardzo znana grupa etniczna, myślę że każdy o niej słyszał, z bardzo ugruntowaną historią i bardzo przywiązana do korzeni. To zupełnie inna kultura. Prawie każdy z nich wykonuje rodzimą, tradycyjną biżuterię, którą sprzedaje. Piękna idea, ale zupełnie przerysowana natrętnym, zaczepiających szczególnie kobiety, sposobem nawiązywania relacji. Panowie bez ogródek proponują noc w hotelu, jakby każda z nas miała jedyne marzenie, aby być kuguarzycą. Nie za dobrze to wspominam.
Jedzenie… w jednych miejscach dobre, w innych bardzo złe. Ale Zanzibar dla mnie nie jest miejscem wybitnym, jeśli chodzi o kuchnię. To proste jedzenie, bardzo skromne, ale świeże i zdrowe.
Mam w sobie tęsknotę do Zanzibaru, chyba tam wrócę w środku zimy, to będzie jak pobyt w raju.
Porozmawiajmy też o modzie. Twoja kolekcja jest bardzo zróżnicowana. Czy masz swoją ulubioną rzecz w kolekcji, taką bez której nie wyjechałabyś w podróż?
Tak, mam …. sukienki. Wszystkie I je właśnie zabrałam w podróż. I mimo, że to jesienna kolekcja, to modele mojej marki sprawdziły się doskonale, bo wszystkie są z naturalnych tkanin. Bawełniane koszule, wiskozowe sukienki, lekkie zwiewne, były doskonałe na wietrzne plaże i palące zanzibarskie słońce, które wymaga momentami noszenia długich rękawów.
Zatem nie wyjechałabym w podróż bez chociaż jednej swojej sukienki, w której można spać na plaży lub w hamaku, a następnie założyć szpilki i zjeść kolację w luksusowym zanzibarskim kurorcie.
Jakie marki poza swoją nosisz?
Obecnie noszę tylko swoje ubrania. Ale nie zawsze tak było. Wyjątek stanowią czasem…jeansy, choć takie mam również w swojej ofercie, no i akcesoria… buty i torebki.
Natomiast musiałam dojrzeć do noszenia swoich ubrań. Teraz nie projektuję i nie produkuję nic, czego sama bym nie założyła, czegoś, co jest niewygodne, źle się użytkuje, konserwuje, pierze i prasuje. Jestem kobietą multifunkcyjną, jak moja klientka, wiecznie w biegu, podróży, zajęta rodziną i milionem spraw, ale też taka, która wie, jak i gdzie odpoczywać. Dlatego moje ubrania muszą być wygodne, ponadczasowe i po prostu z doskonałej jakości tkanin i szycia, by mogły przeżyć niejedną podróż i z niej wrócić… w jednym kawałku.
Miejsce które cię wycisza, inspiruje w Polsce i na świecie? Takie, do którego chętnie wracasz?
Ustka to miejsce, które kocham, tylko nie w sezonie. Pamiętam ją jeszcze z dzieciństwa jako rybackie miasteczko. Dziś to jedno z nielicznych tak małych miast, które ma port. Przez lata Ustka bardzo się zmieniła, jest tam bardzo dużo inwestycji głównie ze środków unijnych. Uwielbiam przepiękną kładkę, która co godzinę się otwiera, bo wpływają tam statki.
Można po niej przejść na drugą stronę plaży, tą mniej uczęszczaną, spokojniejszą. Tam są piękne wydmy, generalnie plaże w Ustce są wspaniałe, bardzo szerokie, idealne na długie spacery.
Jeśli nie muszę wrócić gdzieś zawodowo to wolę miejsca nowe, nie ma jeszcze tak wiele tych destynacji, w których byłam, że cały czas czuję, że chcę odkrywać kolejne. Są jednak takie zakątki, w których byłam, które absolutnie mnie wyciszają np. Madera. Tam mogłabym wrócić i nie mam tu na myśli Funchal, ale małe, spokojne miasteczko na drugim krańcu wyspy.
Submit a Comment