O tym, co w trawie miszczyk – Obywatel Miszczyk
Jadąc ostatnio na rowerze jechałam pod górę. Dużo machania nogami, strumienie potu. Nogi absurdalnie kręcą się jak w kołowrotku, a ja stoję ciągle w miejscu. Czy na pewno stoję? Nie! Jeszcze chwila. Jadę z górki, wiatr ochładza twarz – nagroda za ciężką jazdę. No i tak to jest z tą pasją. „Raz na wozie, cztery razy pod…”
To fragment tekstu mojego kolejnego utworu. Nie mogę doczekać się momentu, kiedy powstanie. A powstanie, to wiem na pewno. Jednak teraz jest etap jazdy pod górę. I nic nie jest dziełem przypadku. Ja wiedziałam co chcę robić, a mając w swojej głowie cel – wyrabia się instynkt prowadzący do konkretnego celu, taki wewnętrzny GPS, który podpowiada, jakie działania poprowadzą do określonego punktu. Określony cel wyostrza czujność na działania, sytuacje miejsca i ludzi. Mój wewnętrzny GPS sprawuje się bardzo dobrze, bo nie błądzę. Jest to droga pod górę, ale idę do przodu. Ale nie jest to tekst ani o kolarstwie, ani o systemie GPS. Tematem miało być to, co mnie fascynuje, intryguje, z czym budzę się rano i zasypiam – film i muzyka. Kamera i gitara – towarzyszyły mi od dziecka. Mój tata – Roberto grał na gitarze elektrycznej podczas moich urodzin. Banda dzieciaków skakała po kanapie do gitarowych dźwięków – istne pogo, wujek wszystko rejestrował kamerą. Niezły team. Najbardziej w pamięci zapadła mi wymiana zdań, która w dzikich podskokach została zarejestrowana przez wujka Ędrju.
Starszy kuzyn – ” O kamerują nas”
Mały Miszczyk – „Nie kamerują, tylko filmują!” (Miałam wtedy pięć lat)
Jak miałam lat piętnaście powiedziałam rodzicom, że zakładam kapelę rockową. Wynieśliśmy z pokoju kanapę i przearanżowaliśmy pokój dzienny na salę prób, kolega wniósł starą perkusję pokrytą pleśnią. Sąsiedzi mówili, że wychodzili z domu, żeby sobie posłuchać jak gramy, a nie było to ciche granie. Dziesięć lat później powstaje utwór i teledysk Powietrze. Pod górę, prawda? Ale konsekwentnie do celu. Wierzę, że nastąpi moment, w którym wszystko pójdzie z górki, bo w folderach czeka materiał na płytę i scenariusze kolejnych teledysków. Czeka, rozrasta się i dorasta razem ze mną. To jest spełnienie marzenia z dzieciństwa, choć nie lubię słowa marzenie – to jakaś oderwana od rzeczywistości wizja. Nie marzenie a plan! Czujesz różnicę?
Marzenie to jakieś skakanie po chmurce, a plan to konkretne działanie. Słowo marzenie przywodzi pasywną postawę, plan – aktywną! Marzenia które są początkowo jakąś oderwaną od rzeczywistości wizją stają się przyziemne w momencie realizacji, bo wtedy trzeba to włożyć dużo wysiłku, podjąć prozaiczną, mozolną pracę. Przez przyziemną pracę realizuje się marzenia, wtedy zdziera się z nich ta magiczna otoczka. Dlatego łatwo się poddać. Ja już mam tego świadomość i jest mi trochę łatwiej. Nie boję się drogi pod górę. Mam armię Najlepszych Ludzi, wariatów, zajawkowiczów. W tej armii od lat, niezmiennie jest też moja rodzina. Oni się nie poddają i nie pozwolą poddać się mnie. Zrealizuję plan, który pojawił się już głowie małego dziecka, zamieszkał i nigdy go nie opuścił. I jazda po górę! W końcu trening czyni miszcza.
Submit a Comment