Recepta na naturalność: Zuzanna Kuczyńska
Założycielka marki Le Petit Trou, wcześniej stylistka w polskim czołowym magazynie modowym. Rozmawiałyśmy w jej butiku, którego centralne miejsce zajmuje stylowa pufa, dzięki czemu atmosfera była niczym nie wymuszona, spontaniczna i naturalna.
Taka jest też projektantka. Sprawiała wrażenie osoby, która niczego nie musi udowadniać i pozostaje w 100% sobą. Szczęśliwa mama Stefka i kobieta kochająca styl naturalny, który z sukcesem wprowadza w swoje kolekcje. Dziś jej bieliznę noszą kobiety niezależne, szczere i ceniące sobie wygodę, nie rezygnujące przy tym z dobrego stylu.
Rozmawiała: Aleksandra Malinka
Jak definiujesz kobietę naturalną?
Kobieta naturalna to taka, która nie robi nic na siłę. Nic, co jest na przekór temu, jak ona sama siebie postrzega. Nie przerysowuje się, nie dostosowuje się uparcie do panujących trendów i nie stara się być w rzeczywistości kimś innym, niż naprawdę jest. Myślę, że kobieta naturalna, to kobieta zgodna
ze sobą.
A czy siebie otwarcie nazwałabyś taką kobietą?
Tak, uważam się za kobietę naturalną, bo nie staram się na siłę stworzyć z siebie kogoś, kim nie jestem. Świetnie to widać przez pryzmat mojego charakteru i wyglądu, które ze sobą współgrają. Dlatego czasem lubię mieć na przykład chaotycznie ułożone włosy, bo sama jestem osobą trochę roztargnioną. To jest właśnie dla mnie bycie naturalną – tak z charakteru, jak i wyglądu.
Jaka jest recepta na to, żeby wydobyć z siebie tę naturalność?
Po prostu daję sobie przyzwolenie na to, żeby nie do końca być perfekcyjną.
Ale chyba masz jakiś ideał perfekcyjnej kobiety, do którego dążysz?
No właśnie mi się wydaje, że ja takiego nie mam. Uważam, że taka perfekcyjna kobieta nie istnieje, a nawet gdyby tak było, to ona nie byłaby wtedy prawdziwa. Nigdy wcześniej też może o tym nie myślałam, bo tak jak mówiłam, nigdy nie chciałam i nie chcę być perfekcyjna. Myślę, że to po prostu nie jest możliwe.
Jesteś teraz mamą. Jakie odczucia przychodzą Ci na myśl, gdy zastanawiasz się nad kobietą, macierzyństwem i naturą?
Na razie dużo spędzam czasu w naturze, bo spaceruję ze Stefkiem. Ale mówiąc poważniej, to przecież właśnie sama natura obdarzyła instynktem, który prowadzi kobietę do macierzyństwa. Na pewno też kobieta czuje się wtedy jeszcze bardziej kobieco. Mam wrażenie, że nawet kiedy patrzę teraz na swoje ciało, które jeszcze nie do końca może doszło do siebie, to wydaje mi się ono bardziej kobiece niż było. Jako mama w ogóle jestem bardziej spełniona, bardziej świadoma tej swojej kobiecości. Już mniej czuję się dziewczyną.
Jesteś też bardzo zapracowaną osobą. Czy masz jakiś sposób na to, aby szukać w życiu równowagi?
Szczerze mówiąc, teraz jest to trudne, bo wszystko stanęło do góry nogami, odkąd pojawił się Stefek. Ale tak sobie myślę, że czasami dobrze jest mi pobyć samej ze sobą. W tym wirze codzienności dobrze jest być świadomym tej chwili, w której jesteś tylko ty – dla siebie. To chyba właśnie wtedy łapię równowagę.
Z jakim żywiołem się utożsamiasz?
Chyba z wodą. Kocham wodę i wydaje mi się, że przy niej czuję się najlepiej. Jest też najbardziej zmienna ze wszystkich żywiołów.
Porozmawiajmy też o Twojej marce. W większości kampanii Le Petit Trou królują trzy ważne elementy – oczywiście bielizna, kobieta, ale też przyroda.
I ten styl na pewno się nie zmieni. On był mi bliski od czasu założenia marki i jest najbardziej spójny z moim wyobrażeniem o naturalności, którą pokazuję w sesjach. Za tą naturalnością idzie także spontaniczność. Przestrzeń, w której robione są sesje, wybierana jest nie bez powodu. Kocham naturalne światło i staram się go maksymalnie wykorzystywać. Właściwie rzadko moje sesje są robione przy specjalnie ustawionych światłach studyjnych. Do tego idealna jest natura.
A czy przyroda sama z siebie inspiruje Cię do tego co robisz?
Tak, choć chyba bardziej ludzie. Ale przyroda jest na pewno miejscem, w którym mogę zebrać razem te wszystkie inspiracje i myśli.
Czy utożsamiasz swoją markę z ideą slow life?
Myślę, że tak. Wydaje mi się natomiast, że Le Petit Trou jest marką dla każdej niezależnej kobiety. Ale rzeczywiście – kiedy o tym pomyślę, to moje kampanie pokazują taki właśnie styl.
Bielizna, którą tworzysz, tak naprawdę stoi trochę w opozycji do tego, czego wymaga od kobiety współczesny świat. Często nakazuje bycie idealną. Co Twoim zdaniem jest kluczem do tego, że kobiety tak pokochały Twoją markę?
Wydaje mi się, że rzeczy, które nie do końca do czegoś pasują, są bardziej interesujące. Czułam tak już wtedy, gdy jeszcze stylizowałam i taki jest mój styl. Wtedy zawsze jest ciekawiej. Co do mojej bielizny, to nie wiem do końca, czy rzeczywiście jest tak bardzo inna. Ale to, co ją wyróżnia, to to, że ma swoją historię, którą przyciąga ludzi. Inną kwestią jest, że w dzisiejszych czasach samo kupowanie to już za mało. Ważną rolę odgrywają teraz emocje. Dlatego sama o nich myślę, kiedy projektuję moją bieliznę.
Czy myślisz, że współczesne kobiety są już trochę zmęczone tą otoczką „bycia perfekcyjną”, którą nakłada na nie dzisiejsze społeczeństwo?
Ja bym była zmęczona. Ale nie wiem, czy one są. Wiesz, wydaje mi się, że niektóre nawet same tego nie wiedzą. Może być tak, że po prostu nieświadomie starają się przyporządkować do tego, co narzuca im współczesny świat.
W poprzednim wywiadzie dla intopassion.com rozmawiałyśmy na temat inspiracji Paryżem i stylu francuskim, który jest przecież Twoją główną inspiracją. Zapytałam Cię wtedy, ile Paryżanki jest Warszawiance. Tym razem zastanawiam się, ile naturalności jest w Paryżance?
Bardzo dużo. Tak sobie myślę, że Paryżanka nie musi się malować i być świetnie uczesana, żeby dobrze wyglądać. Ona może już mieć zniszczony manicure, ale wystarczy, że zarzuci od niechcenia kaszmirowy sweter i i tak będzie elegancka. Styl paryski to styl naturalny, piękny, choć może nie do końca przemyślany. We Francuzkach w ogóle dużo jest takiej swobody i naturalności. Wydaje mi się, że w tym wszystkim są po prostu bardzo życiowe.
Submit a Comment