Loyk Mara Luxury Camp/Masai Mara/Kenya
- stylish travellers
- On grudnia 7, 2014
Naturalny raj, otwarta przestrzeń najpiękniejszej natury – dzikie zwierzęta, pofałdowana sawanna, drzewa akcji i Masajowie. Luksusowy namiot w buszu to unikalne doświadczenie, którego nie da się zapomnieć.
Loyc Mara Luxury Camp to zaledwie 10 namiotów, które gwarantują intymność. Pobyt ma być doświadczeniem na całe życie, a najprościej byłoby to zniszczyć, gdybyśmy pokusili się o masową turystykę. W Loyk bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu gość ma imię – nie jest numerem pokoju. Pamięta go obsługa i kierowca jeepa, który jest zarazem przewodnikiem i wie doskonale, gdzie śpi lew.
Budowę Loyk Masai Mara rozpoczęto w 2012 roku – Mercy, odpowiadająca za sprzedaż i marketing sieci Loyk, wspomina czas, kiedy spali w zwykłym namiocie i nadzorowali budowę – w campie mieszkała przez 1,5 roku. Obecnie ze względu na obowiązki przyjeżdża na tzw. wizytację co 2 miesiące. Inwestorzy pochodzą z Wielkiej Brytanii i Rosji – mieszkają w Kenii już wiele lat, prowadzą biznes restauracyjny w Nairobi. Jeden z nich wyjechał do Masai Mara na wakacje i zakochał się w tym kawałku świata. Ziemię zakupili, bo leży w części określanej jako conservatory, która należy do Masajów. Kilka kilometrów dalej rozciąga się już park narodowy.
Zgodnie z regulacjami camp nie jest ogrodzony, co pozwala nam być w jeszcze bliższym kontakcie z naturą, a przede wszystkim samymi zwierzętami. 10 luksusowych namiotów z olbrzymimi drewnianymi łóżkami, łazienką i ciepłą wodą, która na tym terenie jest zdecydowanym luksusem.
Jeden z namiotów jest dla nowożeńców – w cenie może zostać odpowiednio przystrojony. Jest też najbardziej oddalony i z tarasu ma widok na rzekę, dzięki czemu możemy obserwować pluskające się hipopotamy.
Z campu widać w oddali zebry i żyrafy. W namiocie w nocy słychać różne odgłosy – poziom ekscytacji i ciekawości jest bardzo wysoki, ale po 23 nie zaleca się opuszczania namiotu. Chyba, że zabawa przy ognisku trwa do późnych godzin, to bezpiecznie do łóżka odprowadzają nas Masajowie.
Posiłki serwowane są w namiocie głównym – uroczo wyglądają nakryte białym obrusem stoły, kieliszki czy ładna zastawa. Na każdym kroku dba o nas cudowna obsługa, która idealnie dopełnia różne opcje kulinarne.
Zachwycające są też opcje posiłków w buszu. Łyk kenijskiej arabiki, jajka sadzone, omlet z pomidorami, papryką i cebulą, świeże pieczywo z pachnącym dżemem i widok zebr i żyraf, który gwarantuje to jedno miejsce. Krem z ogórków, pieczona nóżka z kurczaka z gotowaną marchewką, fasolką, pieczonymi ziemniakami i sałatka owocowa na deser. Do tego koktajl Dik Dik. Na życzenie klienta organizowany jest też lunch czy sundowner. A zachód słońca jest tu wyjątkowo kolorowy.
Największą atrakcją, dla której turyści przyjeżdżają do Masai Mara jest ‚gra’ (game z angielskiego). Przez pół dnia (lub cały) w terenowym Land Cruzerze poruszamy się po sawannie i gwarantuję, że można się poczuć jak w filmie na kanale National Geographic – mnie udało się zobaczyć gepardy, które właśnie upolowały antylopę i ją pałaszowały, przy okazji pilnując, aby nikt nie dołączył się do ich posiłku. Widziałam małe lwiątka, które ochoczo zaczepiały leniwie odpoczywające matki o wschodzie słońca. I lwice, które wygłodniałe podchodziły bliżej stada, przygotowując się do polowania. Dzieciaki z pewnością ucieszy pumba, urocze są też zabawnie skaczące antylopy czy dostojne żyrafy.
Czasem goście (szczególnie jak przyjeżdżają na 3 noce) potrzebują robić coś innego niż kolejne gry w terenie. Specjalnie na nich czekają różne aktywności:
– basen (obecnie na ukończeniu), w którym będzie można popływać i się zrelaksować
– kino na otwartym powietrzu – czy może być lepsze miejsce, aby obejrzeć film dokumentalny o wielkiej migracji czy o lwach polujących na żyrafy?
wieczorem kino działa trochę zapoznawczo – goście wymieniają swoje doświadczenia z ‚gry’
– walking safari – na spacer po otaczającym nas buszu możemy wybrać się z Masajem – dowiemy się nie tylko więcej o ich tradycji i kulturze, ale także poznamy gatunki ciekawych roślin i posłuchamy o współistnieniu z dzikimi zwierzętami
– w głównym namiocie znajdziemy różne gry – szachy czy monopol, które zdarza się, że wciągają gości do późnych godzin nocnych.
Motywacją są też nagrody ufundowane przez camp – czasem butelka dobrego wina, innym razem 10% odliczone od rachunku.
Nie można też zapomnieć o dzieciakach, które najszybciej się nudzą – z myślą o nich w ofercie znajduje się dzień z Masajem, kiedy to dzieciak idzie na piesze safari, uczy się strzelać z łuku, a nawet może się przebrać za Masaja. W tradycyjnym obrzędzie Masaj nadaje dziecku masajskie imię, które sam dla niego wybiera.
Co nam się podobało:
– niesamowita obsługa, z którą ciężko się nie zaprzyjaźnić (podobno naturalne jest to, że po kilku dniach pobytu goście zaczynają gotować z kucharzem)
– masajscy lokaje/przewodnicy/opiekunowie, którzy towarzyszą w spacerach po sawannie, doprowadzają po zmroku do namiotu i dbają o to, żeby nikt się nie zgubił
– śniadanie z zebrami (oprócz bufetu robione na zamówienie jajka, kiełbaski itp.)
– gorąca woda pod prysznicem w namiocie
– ogromne wygodne łóżka
– wino na powitanie
– kino pod chmurką przy ognisku, w którym można też oglądać własne zrobione w ciągu dnia filmy z safari
ZOBACZ TAKŻE:
INSTAGRAM STORY: Loyk Mara Luxury Camp 1
INSTAGRAM STORY: Loyk Mara Luxury Camp 2
Submit a Comment