72 godziny w Apulii
- Paulina Grabara
- On października 21, 2016
Położone na klifie Polignano a Mare słynie z uroczej plaży i sławnej na całym świecie restauracji. Oddalone kilka kilometrów dalej Monopoli zachwyca fortyfikacją, katedrą i starym portem. Witamy w Apulii – jednym z najpiękniejszych regionów nie tylko Włoch.
Na pierwszy wyjazd od kiedy 3 miesiące temu urodziła się nasza córeczka, postanowiliśmy się wybrać do Kopenhagii. To jedno z miast, które zrobiło na mnie największe wrażenie. Im bliżej było jednak do odlotu, tym bardziej zapragnęłam słońca, spacerów wąskimi uliczkami i jedzenia siedząc na zewnątrz. A po „dolce vita” najlepiej udać się prosto do źródła – do Włoch.
Kupiliśmy więc z mężem nowe bilety – tym razem do Apulii – i zostawiliśmy naszą córeczkę pod opieką moich rodziców.
Lot z Katowic do Bari był krótki i o 21:30 wylądowaliśmy we Włoszech. Wynajeliśmy samochód i ruszyliśmy do naszego Bed&Breakfast, oddalonego 5 kilometrów od lotniska.
Le 3 Sorelle to bed & breakfast z 6 apartamentami mieszczącymi się w rodzinnym domu właścicielki Clary. Nasz pierwszy dzień zaczynamy od śniadania w ogrodzie – jest połowa października, ale temperatura sięga prawie 20 stopni. Cieszymy się widokiem i rozmawiamy z właścicielką, co najlepiej zwiedzać w Apulii.
Po obfitym posiłku i pysznej kawie pora ruszyć na wycieczkę. Nasz pierwszy przystanek to Polignano a Mare. Po popularnym kurorcie turystycznym niewiele się spodziewałam, ale skradł moje serce. Wąskie uliczki, skaliste nabrzeże, doskonałe jedzenie i malownicza plaża między skałami – w miasteczku zlokalizowana jest też jedna z najbardziej zachwycająco położonych restauracji na świecie – Grotta Palazzese.
Podczas spaceru obserwujemy życie mieszkańców – jest niedziela i w mieście są tłumy – pary na romantycznym spacerze, turyści z mapami i aparatami, rodziny z dziećmi i znajomi na głównym placu stoją grupkami, rozmawiają i gestykulują. Niedzielne pokazanie się w modnym kurorcie to dla wielu swogo rodzaju pokaz mody – w modnym barze patrzymy na wystylizowane grupki przyjaciół, na ulicy „podziwiamy” spacerujące na kilkunastocentymetrowych obcasach kobiety.
Poligano a Mare jest nazywane miastem lodziarni. Po spacerze wąskimi uliczkami udajemy się na lody, które degustuje mój mąż, który mimo, że jest wielkim fanem Magnum Almond i żadne inne lody mogłyby dla niego nie istnieć, przyznaje, że te zakupione w miasteczku są całkiem niezłe.
Koło 12:30 czyli w momencie, gdy we Włoszech większość restauracji otwiera swoje drzwi na lunch, kierujemy się na plac do poleconej nam przez właścicielkę restauracji Pescaria. Cieszy się ogromną popularnością – wszystkie stoliki są zajęte lub zarezerwowane. W lokalu jest samoobsługa i do lady czeka kolejka – czytamy menu, które wypełniają „bułki” z najróżnieszymi rybami i owocami morza, i decydujemy się znaleźć jakąś mniej modną trattorię. Popularność lokalu spowodowała, że siostra Pescaria pojawiła się w Mediolanie.
Z placu wchodzimy w via Atropo, gdzie po lewej stronie znajduje się restauracja Il Pescato, a po prawej sklep rybny, z którego kucharz przenosi na tacy świeżutkie owoce morza. Niestety wszystkie stoliki są zajęte. W ten sposób trafiamy do La Locanda Porta Pic, w której zajmujemy ostatni wolny stolik na zewnątrz. Posiłek jest wyśmienity: na przystawkę decydujemy się na seafood trio: ośmiornicę z miętą, sałatkę z owoców morza i krewetki w sosie z cukinii. Omijamy primi piatti i na secondon wybieramy talerz owoców morza – idealnie miękka ośmionica, świeżutkie krewetki i delikatny kalmar rozpływają się w ustach. Do tego świeże wino – za tą przepyszną ucztę płacimy 51,50 Euro i ruszamy do samochodu.
Kawę postanawiamy wypić w oddalonym 10 kilometrów dalej Monopoli. Miasteczko różni się od Polignano, ale podobnie robi na nas wielkie wrażenie. Spacer po krętych uliczkach wzdłuż obronnych murów jest czystą frajdą. Zatrzymujemy się na chwilę i siadamy na schodach przed zachwycającą katedrą. Dalej trafiamy na malutką plażą, na której mimo wiatru i 20 stopni kilka osób się opala, a rodzina pływa w morzu na pontonie. Na historię miasta miało wpływ usytuowanie przy morzu – fortyfikacje i zamek skrywają wiele tajemnic. Przez bramę w murach zamkowych przedzieramy się do portu, w którym zobaczymy stare kutry rybackie. To zapowiedź doskonałego lunchu, na który wróciliśmy kolejnego dnia.
Po całym dniu, zmęczeni i zadowoleni, zrezygnowaliśmy z kolacji w restauracji, bo wybraną przez nas na Starym Mieście w Bari otwierano dopiero o 21. Za to zakupiliśmy doskonałe jakościowo włoskie produkty w supermarkecie i zjedliśmy kolację w naszym apartamencie.
Loty
Wybraliśmy lot z Katowic – lot trwał 1 godzinę i 40 minut, idealnie jak na 3-dniowy wypad.
Samochód
Malownicze miasteczka i zachwycające widoki wzdłuż wybrzeża, jak i wewnątrz regionu, możemy odkryć przemieszczając się po Apulii – my zdecydowaliśmy się na cały nasz pobyt wynająć samochód.
Hotel
5 i 4-gwiazdkowe hotele, agroturystyki i bed&breakfast. My zamieszkaliśmy w uroczych apartamentach w posiadłości z XVIII wieku Le 3 Sorelle, które zlokalizowane były w Bari Palese – to idealne miejsce by każdego dnia odkrywać piękno regionu, nie przedzierając się przez korki Bari, które jest wystarczająco blisko, by udać się do miasta np. na kolację.
Zwiedzanie
Apulia wydaje się regionem podobnym w pewnym sensie do Toskanii – przy każdym przyjeździe jestem pewna, że natrafić można na nowe, zachwycające miejsca. Zróżnicowana, pełna kamiennych fortecy i barokowych kościołów, wiosek rybackich i ukrytych wśród skał plaż, zdaje się być niewyczerpanym źródłem energii.
Czytaj także:
Save
Save
Save
Submit a Comment