(Nie) tylko dla miłośników koniaku
Ciągnące się kilometrami pola winogron, lasy piniowe i malownicze wzgórza, na których wyrastają stare romańskie kościoły. Poitou-Charentes to jeden z najpiękniejszych i najstarszych regionów Francji, którego początki sięgają czasów starożytnego Rzymu. Wciąż jeszcze można tu oglądać dobrze zachowane łaźnie rzymskie, amfiteatry i akwedukty. Nas przyciągnęły tam jednak nie antyczne ruiny, lecz charakterystyczny dla regionu trunek. To stąd bowiem pochodzi słynny koniak, który zawdzięcza swą nazwę miastu Cognac.
Obejmujące około 32 km terytorium, zwane złotym kręgiem koniaku. Oprócz Cognac obejmuje też sąsiednie miasteczko Jarnac. Cognac to średniowieczne miasto, położone nad rzeką Charentes, którą król Franciszek I uznał za najpiękniejszą rzekę w całym swoim królestwie. Na pierwszy rzut oka wygląda dość niepozornie. Ot, wąskie uliczki i mały romański kościółek na środku placu. Wystarczy jednak zboczyć nieco z drogi prowadzącej do Angouleme, aby poznać największy sekret miasteczka. To tutaj od XVII wieku produkowany jest słynny „złoty nektar”. Tu też mieszczą się siedziby najbardziej znanych marek produkujących koniak: Hennessy, Remy-Martin, Courvosier i Martell.
Naszą wizytę w Cognac rozpoczynamy od zwiedzania destylarni. Nie powiem – wielkie miedziane kotły robią wrażenie. To w nich powstaje 70%- owy destylat, zwany eau-de vie (woda życia). Eau-de vie to nic innego, jak wódka destylowana z wina, do której produkcji używa się tylko trzech bardzo kwaśnych odmian białych winogron. Po podwójnej destylacji eau-do-vie trafia do dębowych beczek, gdzie leżakuje przynajmniej 2 lata. To tam nabiera specyficznego zapachu, smaku i pięknej bursztynowo-złotej barwy.
Z destylarni przejeżdżamy do manufaktury, gdzie czeka nas nie lada wyzwanie – zrobienie własnej beczki! Na szczęście, to, co na początku wydawało się nieosiągalne, wcale nie jest takie trudne. Układamy drewniane deski pionowo wokół metalowej obręczy, a następnie stawiamy tę misterną konstrukcję nad ogniem. Bez obaw – beczka nie spali się, a nabierze dzięki temu charakterystycznego dla koniaku aromatu tostowanego chleba. Następnie ściskamy deski przy poocy imadła (to zadanie wymaga już trochę więcej siły) et voila’! Beczka gotowa!
Co jeszcze można wyczuć w koniaku? Znawcy trunku odnajdują w nim aromaty kakao, kawy, orzechów, wanilii, palonego drewna, tytoniu, czekolady, a nawet skóry. Jesteśmy na profesjonalnej degustacji. Enolog każe nam po kolei próbować zawartości każdego z 5 kieliszków – od eau-de -vie do prawdziwego koniaku. Ja na początku czuję tylko bardzo mocny alkohol i silne pieczenie w ustach. Z każdym kolejnym kieliszkiem zaczynam jednak wyczuwać poszczególne smaki i zapachy. Co czujesz? – pyta enolog. – Grejpfrut połączony ze starą zatęchłą piwnicą. Chyba jednak nie zostanę konserką koniaku. Zachwyca mnie jego głęboki bursztynowy kolor, ale ten smak?
I tu czeka mnie niespodzianka. Okazuje się, że koniak może być doskonałą bazą dla moich ulubionych koktajli! Próbuję koniakowego Mojito. Smakuje inaczej – jest jednocześnie orzeźwiające i pikantne. – Tradycyjnie, koniak pija się na ogół przed lub na zakończenie posiłku – tłumaczy Maurice Hennessy, międzynarodowy ambasador marki Hennessy. – Ale można go pić nie tylko w sposób klasyczny. Od dawna koniak jest używany przez barmanów, chociażby w drinku „Side car” (miks koniaku, likieru pomarańczowego i soku z cytryny). Świetnie smakuje też podany z ginger ale, z lodem i cytryną. Mnie najbardziej przypadł do gustu koniak z wodą gazowaną i kostkami lodu. Jest świeży i korzenny, doskonały na letnie popołudnie. W chłodniejsze dni będę zaś raczyć się kawą z cynamonem i odrobiną koniaku. I kto powiedział, że koniak jest dobry dla starszych panów, którzy siedzą w fotelu z nieodłączną szklaneczką i cygarem?
Submit a Comment