Zabawy z doskonałością – L’enfant Terrible
Posiłek w restauracji L’enfant Terrible to kameralne, ultra smaczne przedstawienie bez zbędnych fanfar.
Zatrzymuje się przed lokalem i czytam menu. Bardzo mała karta – zaledwie kilka dań. ‚Może być doskonale’ – myślę sobie. Kolejny plus to fakt, że restauracja jest zamknięta w niedzielę. Dobry kucharz musi mieć czas odpocząć, musi mieć czas, aby szukać inspiracji, a nie tylko siedzieć w restauracji i pilnować zespołu.
Wchodzę po schodach – od razu wita mnie bardzo miła ale podkreślam nie nachalna Pani i zabiera okrycie. W L’enfant Terrible doświadczam najwyższej jakości obsługi już od samych drzwi, aż po opuszczenie lokalu. Uśmiech, jeden krok z tyłu. Kompetencja. Jesteśmy zauważane, ale nie obserwowane. To zdecydowanie przyczynia się do bardzo przyjemnej atmosfery w restauracji.
Dostajemy menu ale decyzja jest prosta. Na przystawkę bierzemy na spróbowanie Dzikie kalmary i dzikie drożdże, na danie główne dorsza z czarną fasolą.
Zaczyna się przedstawienie – kameralne, ultra smaczne i bez sztucznych fanfar. Na początek kulinarnie (i wizualnie) rozpieszcza nas Amuse bouche. Zresztą ciekawsze niż nazwa są składniki, z których powstało to cudeńko: kruche ciasto grzybowe z prawdziwków, mąka pszenna z z pełnego przemiału, konfitura z suszonych węgierek z nalewką z orzecha włoskiego. Była też słonina z mangalicy, która ponad pół roku leżakowała w soli, a potem była kilkadziesiąt godzin wędzona przez szefa kuchni Michała Brysia zimnym dębowym dymem. Nie spróbowałam, ale przyznam że brzmi bosko.
I nadszedł czas na jedzenie właściwe. Zanim spróbuję już notuję kolejny plus – za ‚stylizację talerza’. Jest ciekawie, z pomysłem, ale stylizacja dania nie przytłacza treści. ‚Przystawkowy’ kalmar znalazł bardzo zaskakujące otoczenie – otóż zostaje on podany w maślanej bułeczce z ziarnem szałwii hiszpańskiej. Dodatki dopełniają smak: papryka, chipotle i idealnie współgrający z kalmarem majonez limonowy z atramentem z kałamarnicy.
Jeszcze to pieczywo. Warto poprosić kelnerkę, aby o nim opowiedziała. Zaznaczam, że poza ciemnym chlebem, nie jadam bułeczek, bagietek ani maślanych rogalików. W Enfant Terrible pieczywo jest wypiekane i uwaga – można tu spróbować pszenno-żytnio-orkiszowego chleba na 16-letnim zakwasie, który osobiście hoduje szef kuchni. Ale to nie jedyne pieczywo, które mnie zachwyciło – próbuję jeszcze gryczaną bagietkę oraz chleb na zakwasie z gryczanym miodem i rzymskim kminem.
Było też masełko, oczywiście nie przypadkowe, a z zakwaszanej przez szefa kuchni śmietany, solone solą morską i takie wędzone dymem dębowym.
Danie główne już z opisu brzmiało świetnie! Polędwica z dorsza z kremem z czarnej fasoli była lekka, aksamitna w smaku, wyrazista i naprawdę pożywna. Pachnąca trawą cytrynową, z czarną fasolą i kalarepą smakowała po prostu niestandardowo. A czy nie po to, aby właśnie przeżyć kulinarną przygodę wychodzimy do restauracji?
Plusy:
– praca, praca, jeszcze raz praca wkładana przez szefa kuchni w przygotowanie potraw
– menu. po prostu.
– stylizacja talerza, która nie ustępuje, ale też nie przytłacza samej potrawy
– elegancko – casualowa atmosfera i luksusowo industrialne wnętrza
– obsługa, która wie kiedy być, co powiedzieć i kiedy nie przeszkadzać
L’enfant Terrible
ul. Sandomierska 13 (wejście od ulicy Rejtana)
Submit a Comment