Moja Azja czyli INTOpassion dla MONITOR Magazine
- Paulina Grabara
- On września 19, 2013
Marmury Taj Mahal widziane z plantacji herbaty, gdzie dzieciaki bawią się w ziemi za drucianym ogrodzeniem. Chodniki Bombaju pod hotelem Taj gdzie szejkowie podjeżdżają samochodem z szoferem, kobiety w kapeluszach wchodzą do butiku Diora, a walka o miejsce na tym skrawku betonu trwa – bezdomni, chorzy, sprzedający i kupujący – ten chodnik dla wielu oznacza przetrwanie.
Wykształceni w Londynie i Nowym Jorku Hindusi, którzy wpadają na drinka do luksusowych hoteli, na żonę zgodnie z tradycją wybierają hinduską dziewczynę. Wierzenia, religie i przesądy. Gry w madżonga, ćwiczenie Taj Chi o poranku i ciężka praca. Azja, za którą tęsknię, która zapewnia dystans i uczy pokory i tolerancji.
Jogging
Azja wcześnie rano budzi się do życia. Upał wstaje razem z nią, leniwie. Poranek jest więc idealny na jogging. Ale bieganie w Azji ma inne plusy: pozostawiając aparat fotograficzny i wścibskie spojrzenie zamieniamy się w skrytego podglądacza, który ocierając pot widzi to co najprawdziwsze: w kambodżańskim Phnom Penh dzieciaki w biało-czarnych strojach idą do szkoły, w laotańskim Luang Prabang mnisi wychodzą na modlitwę. W Kerali rano Hindusi modlą się i myją w jeziorze. W Kuala Lumpur wieczorem rozkoszowałam się smakami przedostając się między straganami z jedzeniem. Z palników pucha para, ktoś zatrzymuje się na sajgonki, ktoś patroszy kurę na kolację. Patroszenie, szatkowanie, gotowanie, jedzenie, mycie, modlitwa, sprzątanie. Codzienne czynności w ich najczystszej postaci. Biegnąc tak szybko wkraczamy i tak szybko wychodzimy z tego świata, że często pozostajemy niezauważeni.
Wschody i zachody słońca
Azja zdaje się być malowana wszystkimi żywiołami: wiatr, woda, piasek, a także światło o wschodzie i zachodzie tworzą impresjonistyczne obrazy. Każda sekunda zdaje się ingerować w kadr, zmieniać go i udoskonalać: aż do zmierzchu niebo zachwycało mnie na plaży nad Morzem Andamańskim w rejonie Krabi. Przypływy, odpływy. Zmienia się linia brzegu i kolor wody. To samo niebo, ale jakże inne – płonące pomarańczowym, przygaszane różem i błękitem zachwyca nad wulkanem Bromo. Widok może zrekompensować licznych turystów, którzy przepychają się między sobą tłocznie czekając na wschód, na ten moment. Tylko jednego momentu nie ma bo czyste piękno natury maluje tu czas – chwila bo chwili w chłodzie poranka.
Kontrasty metropolii
Tradycja i nowoczesność. Życie na poziomie ulicy i drapaczy chmur. Jadąc rikszą po starej dzielnicy Hanoi przypatruje się jak sprawnie Wietnamka patroszy rybę. Poziom ulicy czy to w Szanghaju czy Bombaju należy do ciężko pracujących mieszkańców miast. To na poziomie chodnika przyrządza się pierożki, w centrum miasta sprzedaje żywe kury. Tu kwitnie handel w najbardziej tradycyjnej jego odsłonie. Bogaci Hindusi czy Chińczycy pracują w klimatyzowanych wnętrzach drapaczy chmur. Wielkimi czarnymi jeepami z przyciemnianymi szybami przemierzają ulice megalopolis. Restauracje i bary: jak ten w Intercontinentalu na dachu hotelu, pozwalają spoglądać im na miasto z góry. Ale wykorzystująca szkło, aluminium i inne nowoczesne materiały architektura „nowego świata”, szczególnie w Chinach składa ukłon tradycji.
Natura
O pięknie Azji, każdego kraju z osobna, a nawet małej wysepki można pisać całe artykuły. Kocham formacje skalne na Morzu Andamańskim, a nawet jeszcze bardziej popularnej zatoce Ha Long. Uwielbiam jak Hindus myje swoją krowę w jednym z kanałów w Kerali. Różowy piasek na jednej z wysepek w pobliżu Flores i przestrzenie w Radżastanie. Wodospady w Laosie, gdzie czasem uda się uciec od turystów i wzgórza Cameron w Malezji, gdzie są plantacje herbaty i truskawek.
Szok kulturowy
Azja zaskakuje na każdym kroku. Poddaje się jej całkowicie, chłonę inność – to ona kształtuje mnie jako człowieka, uczy tolerancji. W świątyni kaodaistycznej niedaleko Sajgonu wyznawcy różnych wiar modlą się w jednym miejscu: religie wyrażają przez kolor szaty. Nad jeziorem Tonle Sap w Kambodży lokalni mieszkańcy umieszczają na koronach drzew ciała zmarłych, aby poddać je rozpadowi i aby dusza miała czas ulecieć. Fascynują mnie chodniki w Bombaju, które już nie służą przechodniom – walkę o ten kawałek wygrali bezdomni i sprzedawcy. Azjaci zdają się być pozbawieni kości – czy to mniszka w klasztorze medytująca czy akrobaci w Szanghaju – osiągają pozycję, których my możemy im tylko pozazdrościć. I jeszcze jedzenie – targ w Kantonie, na którym mozemy wybierać miedzy wężami, suszonymi żółwiami i innymi robakami. Ciekawe co bym z tego wybrała na dzisiejszy obiad?
WIĘCEJ w nowym numerze MONITOR MAGAZINE
Submit a Comment