Praga mniej oczywista
Lubię ten stan, gdy odwiedzam dane miejsce po raz kolejny. Gdy nie jestem turystą łapczywie pożerającym każdą turystyczną atrakcję, a udaję „autochtona”, który wyszedł na spacer wśród morza obserwatorów. Tak też było podczas listopadowej wizyty w Pradze, raptem drugiej wizyty w Pradze. Jednak zadziwiająca jest pamięć ludzka, bo dokładnie potrafiłem wskazać ścieżki, którymi podążałem za pierwszym razem, a powiedziałbym, że głowę wtedy miałem albo w przewodniku, albo skierowaną na kolejny punkt #mustsee. Tym razem jednak Praga pokazała mi się z innej strony, dosłownie i w przenośni. Miałem niezwykłą przyjemność spędzić ten czas u przyjaciela, który z Pragą jest na „ty” od dłuższego czasu. Zdaje się, że wchodząc w tkankę miasta w którym się żyje, tworzy się swoją subiektywną jego mapę. Właśnie taką codziennie wyruszaliśmy przemierzać praskie ulice. Na regale leżał niezwykle udany „Osobisty przewodnik po Pradze” Mariusza Szczygła, a ja miałem wrażenie, że kolejny tom pisze mój osobisty prażanin. Tym samym tych dwóch Panów pokazało mi stolicę Czech w innym świetle niż znane turystom wydawnictwa z Empiku.
Zatem, od jakiej strony zwiedzać tę Pragę? Otóż z zachodniego wybrzeża Wetławy, ze skarpy, na zboczach i szczycie której rośnie park zwany „Letenské sady”. Powiem Wam, że wrócę tu, gdy będzie niezwykle zielono. Jeśli Paulina pozwoli, podzielę się z Wami bardziej żywymi obrazkami. Przez park idziemy aleją „wzdłuż” rzeki, ale jednak ponad nią, a rosnące drzewa na skarpie tworzą co rusz idealne kadry do zdjęć (zresztą spójrzcie sami). Drzewa budujące naturalne ramy prezentują między gałęziami panoramiczne widoki na miasto stu wież, piękne mosty, a jeśli odpowiednio się ustawić to również Hradczany. W centrum parku znajduje się tzw. Metronom, tu stał kiedyś największy Stalin na świecie, dziś czas tu spędza praska młodzież mieszająca się z nielicznymi turystami przybyłymi dla widoków. To taka wrocławska Wyspa Słodowa, warszawskie Schodki nad Wisłą. Czeskie piwo smakuje tu wybornie. Mój przewodnik mówił, że Praga parków ma wiele, że Prażanie lubią spędzać w nich czas. Ponownie zaręczam, że wrócę latem i sprawdzę, gdzie jest najbardziej zielono. Stąd widać park z miejscową „Wieżą Eiffla”, ciekawie jest też ponoć u stóp awangardowej wieży telewizyjnej. Jak czytacie, mapa kolejnej wizyty już się rysuje.
W tym artykule staram się Wam zdradzić parę wskazówek do zwiedzania mniej oczywistej Pragi, dlatego też świadomie omijam praski rynek ze słynnym zegarem, co na mnie wrażenia nie robi, acz ilość zebranych ludzi o każdej równej godzinie owszem. Ciekawy jestem z jak wielkim entuzjazmem ten tłum przywitałby poznańskie koziołki. Choć sarkastycznie podchodzę do tej jednej z największych atrakcji to uznaję kunszt wykonania. Jednak mijamy rynek i kierujemy się na plac Wacława. Iście europejski, multikulturowy, handlowy, pełen gwaru plac w centrum miasta. Domy handlowe z najpopularniejszymi sieciówkami, moja wizyta pokryła się akurat z radością prażan z otwarcia pierwszego u nich Primarka. W połowie plac jest szerokim deptakiem, w połowie przecinają go jezdnie. Na jego szczycie króluje wzniosły gmach Muzeum Narodowego. Jest podziw. Przed monumentalnym budynkiem, dumnie prezentuje się św. Wacław, do którego zaraz wrócimy, ale w innej formule. To tu działy się historyczne wydarzenia Czech. Lubię, gdy współczesność miesza się z historią, na takich placach, gdzie jeszcze nie tak dawno tłumy walczyły o wolność, a dziś, ja, wy, mamy szczęście czuć się wolnymi ludźmi. Jednak uciekając od patetyzmu, który Polakom jest tak bliski, a Czechom jakby nieznany. Nie znam narodu, który jednocześnie tak kocha swoją tradycję i ma tak duży dystans do siebie. Kto inny stworzyłby pomnik sikających postaci na kontur kraju, czy też zdystansował się do historii i św. Wacława ustawił w dumnej pozie na koniu, ale do góry nogi, z wyciągniętym z konania językiem? Czesi bawią się i śmieją. Dochodząc do tej znanej rzeźby Davida Cernego, wchodzimy do jednego z tzw. pałaców przy wspomnianym placu – Pałac Lucerna. Miejsce niedosłowne, wydaje się, że trąci myszką, wystrój znany nam z korytarzy Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Elegancja z nutką socjalizmu. Unosi się tu duch przeszłości, miesza ze współczesną kulturą wypływającą z kina oraz, co okazuje się później, jedną z najpopularniejszych sal muzycznych w Czechach, która znajduje się pod ziemią. Po wizycie w tym miejscu dowiaduję się, że prestiżem jest tam zagrać, pozwalam sobie to zinterpretować, że prestiżem jest tam również być. Mając takie poczucie, zajmuję z przyjaciółmi stolik z widokiem na zadek konia i plecy św. Wacława. Lokal, w którym siedzimy jest wyjęty z poprzedniej epoki, do czerwonego wina dostaję słoik smarowidła, kanapkę z jarzynową położoną na maśle i okrytą serem żółtym. Nie rozumiem o czym rozmawiają przy sąsiednich stolikach, choć czeski tak podobny, ale mam nieodparte wrażenie, że o filmach zaraz po wyjściu z kina. Czuć tu śmietankę kulturalną Pragi, jest coś magicznego w tym miejscu. Polecam zawitać na kieliszek lub dwa wina.
Okazuje się, że plac Wacława jest tak bogaty w atrakcje, że dalego z Lucerny nie wyjdziemy, a już mamy kolejny przystanek. Miejsce, które znajduje się w Top 5 wszystkich instagramowych reelsów z „nieoczywistej” Pragi – Výtopna, czyli restauracja z pociągami. Od razu zaznaczam – róbcie rezerwacje, w innym wypadku czeka Was oczekiwanie w dłuuugiej kolejce. Jadłodajnia, gdzie jedzenie i napoje dostarcza Wam krążąca po całym lokalu kolej. Misternie ułożone tory pozwalają dotrzeć na każdą stację, czy to jest stolik wieloosobowy, czy też dwuosobowy. Czasem koło nosa przejeżdża nam pociąg jadący dalej, innym razem widzimy jak wraca pusty do załadowania. Nie ma co ukrywać, w tym miejscu budzi się w nas dziecko, miałem ochotę zamawiać „ketchup za majonezem”, aby tylko kolejny raz pociąg wjechał na mój stolik. Co istotne, przewoźnik ten zdaje się nie akceptować polskich standardów, więc czas przejazdu jest sprawny, nie ma opóźnień, ani znanych z Wrocławia wykolejeń. Polecam.
Jako, że papier ma to do siebie, że w pewnym momencie się kończy, tak i ja swój wywód o Pradze doprowadzam do końca. Ostatnim punktem wycieczki będą Hradczany. Teraz pewnie myślicie, że tyle mówiłem o nieoczywistych miejscach, a tu zapraszam Was na spacer do #mustsee w Pradze. Otóż nic bardziej mylnego. Na Hradczany idziemy najwcześniej po 22:00. Najlepiej w tygodniu, bądź w niedzielę. Moim marzeniem byłby przejśc się przez pusty Most Karola, czego jednak nie uświadczyłem, ale po Hradczanach sam, z przyjaciółmi, spacerowałem. Aura tajemniczości, niezwykłe oświetlenie, ogrom architektury praskiej katedry, to wszystko dostępne na wyciągnięcie ręki, bez konieczności przepychania się przez tłum obserwatorów. Myślę, że spacer po Hradczanach wieczorową porą wpada na pierwsze miejsce w kategorii „Gdzie pójść na randkę?”. Aż dziw, że prażanie z tego nie korzystają. Myślę, że druga połówka powinna być tym zachwycona, muśnięcia dłońmi na pustej Złotej Uliczce, wskazywanie sobie detalów zdobień katedry, Brzmi jak scenariusz na idealną komedię romantyczną. Zresztą swego czasu była mowa, że Woody Allen w jednym ze swoich kolejnych filmów, wzorem wcześniejszej produkcji ze stolicy Katalonii, bohaterem miał uczynić właśnie Pragę. Jestem pewien, że byłaby w tym filmie scena nagrana późnym wieczorem na Hradczanach. Wracając na chwilę do Mostu Karola, doceniam jego kunszt, jest wspaniały, jednak tłum ludzi jest nie do zniesienia.
Praga ukazała mi się z nowej strony, zaciekawiła, wyszła poza ramy przewodnika. Jest co robić w stolicy Czech, a jest na tyle blisko, że warto tu wracać i odkrywać kolejne praskie karty. Najwęższa ulica w Pradze, na której obowiązują światła, bo ruch dwustronny nie jest możliwy, najdłuższe ruchome schody na stacji Metra Náměstí Míru, takich ciekawostek jest więcej. Współczesna sztuka mieszająca się z historycznymi budynkami, wersja Pragi 18+ oraz filmowe dziedzictwo czeskiego kina. Da się tu znaleźć wiele ścieżek tematycznych, a tym samym każda wizyta w Pradze może być inna. Pamiętajcie jednak, zawsze wybierajcie drogę przez park!
Submit a Comment