Supari, czyli malediwskie używki
Myśląc “Malediwy” trudno nie wyobrażać sobie siebie na plaży z przysłowiowym “drinkiem z palemką”. Wybierając się do tego tropikalnego kraju nie można jednak zapominać, że na tego typu przyjemności można sobie pozwalać jedynie w obrębie hoteli. Malediwy są państwem muzułmańskim, a alkohol jest tam całkowicie zakazny. Rzeczywiście, wieczorem w kawiarniach w Male można spotkać młodych ludzi popijających mango smoothie, zamiast piwa. Palą za to papierosa za papierosem i żują supari, popularną w tym regionie świata używkę.
Roślina, z której powstaje supari znana jest pod wieloma nazwami, m.in. palma betelowa, pinang, czy nawet żuwipalma malajska. Przy pierwszym kontakcie z jej nasionami, czyli orzechami betelowymi wydawało mi się, że to musi mieć coś wspólnego ze znaną nam gałką muszkatołową. Poza jej sypką wersją w papierowej torebce nigdy nie miałam okazji oglądać nasion muszkatolowca, więc smak i charakterystyczne białe wzorki widoczne po przekrojeniu nasion wprowadziły mnie w błąd. W rzeczywistości palma betelowa i muszkatołowiec to dwie różne rośliny. Posiadają jednak pewne cechy wspólne – właściwości stymulujące i zastosowanie w rytuałach w Azji Południowej i Południowo-Wschodniej.
Prawdopodobnie orzechy betelowe były wykorzystywane już cztery tysiące lat temu w Indonezji. Dziś może je na codzień żuć nawet 200 milionów ludzi od Afryki Wschodniej po Wyspy Pacyfiku. Najczęściej stosowane są jako substytut kawy, tytoniu, czy gumy do żucia. Podobnie jak kawa i tytoń mają właściwości pobudzające i mogą lekko uzależniać. Malediwczycy wierzą, że świetnie działa oczyszczająco na zęby i wzmacniająco na dziąsła. Takie zastosowanie betelu potwierdza jego obecność także w medycynie chińskiej. Pojawiają się jednak głosy, że nadużywanie orzecha betelowego może przyczyniać się do powstawania raka jamy ustnej. Warto też nie zapomnieć się i nie połknąć supari, bo może się to skończyć na sensacjach żołądkowych. Owoce palmy arekowej są z kolei wykorzystywane w przemyśle farbiarskim jako czerwony barwnik do tkanin. W Indiach z orzecha wyrabiane są przedmioty ozdobne i biżuteria.
Moje pierwsze spotkanie z orzechem betelowym miało miejsce już pierwszego dnia po przyjeździe na Malediwy, na wyspie Digura, dwie i pół godziny motorówką na północ od Male. W jedynej knajpie na tej wyspie zjedliśmy kluski z tuńczykiem, a po posiłku podano nam to:
Na talerzu widać pokrojone w plasterki orzeszki betel, liść betelowy, wapno podane na zakrętce od butelki, goździki i przyprawę Heera Panna. Na liściu kładzie się wapno, orzechy i goździki i posypuje mieszanką sproszkowanych owoców i warzyw (co nie brzmi dobrze, ale pachnie obłędnie), zawija i żuje. Całe szczęście dla mnie, że ten “rarytas” tak czy inaczej się wypluwa. Dzięki temu uniknęłam kulturowego faux-pas. Mimo, że malediwscy znajomi przeżuwając tę gorzką mieszankę wychwalali jej właściwości odświeżające, ja robiłam wszystko, żeby zabić ten gorzki smak w ustach. Cóż, nic mnie tu pozytywnie nie zaskoczyło swoim smakiem. Liść smakuje jak liść, orzech betelowy w takiej formie, jak drewno, a wapno jak kwaśna kreda. Co innego słodkie supari, które można dostać w supermarkecie.
Sprzedawane jest w tekturowych kolorowych pudełkach, w których można znaleźć 46 małych torebeczek z już wydzielonymi porcjami. Zauważyłam, że torebeczki z supari w nieograniczonych ilościach wydobywały się z kieszeni malediwskich kolegów, a znajdujące się w nich słodkie supari przy różnych okazjach lądowało w buziach. Tak przetworzone orzechy betelowe przypominają drobne kamyki pokrytych syropem, które wypluwa się po kilku minutowym ssaniu i żuciu. Pozostawiają bardzo miły i rzeczywiście odśweżający smak w ustach. Muszę powiedzieć, że trzymam pudełko w domu i lubię po nie sięgnąć, gdy mam ochotę na coś słodkiego, a akurat się odchudzam, albo po prostu chcę sobie przypomnieć smak i zapach Malediwów.
Submit a Comment