To nasz ostatni przystanek. Ostatnia noc w Marakeszu. Pierwsze, co nam się rzuca w oczy to inna kolorystyka. Riad Altair zachowując też niezwykłe piękno tradycyjnej marokańskiej architektury, wydaje nam się najbardziej nowoczesny.
Patio pełne orientalnych drzew, kameralny basen, w którym można się schłodzić. Stylowe dodatki, piękne dywany i dwa żółwie, które leniwie przemieszczają się między gośćmi. Riad Matham łączy w sobie przyjazną atmosferę domu znajomego i stylowy szyk butikowego hotelu.
czyli bezpieczeństwo, architektura, jedzenie i klimat miasta. Allachu Akbar miesza się tu z ulicznym “Fuck off”, które możecie usłyszeć zarówno od dorosłego mężczyzny, jak i od 7-letniego dziecka. Największym zagrożeniem są skutery jeżdżące między stoiskami na bazarze. Jest tu głośno, nerwowo. “Twój riad jest w tamtą stronę, na plac w tym kierunku” usłyszycie o wiele częściej niż słowa modlitwy. Marokańczycy naciągają i mogą próbować cię oszukać, ale jeśli głos modlitwy budzący w środku nocy cię nie odstrasza, a lubisz zapach orientalnych przypraw i tradycyjne rzemieślnicze wyroby, to przyjedź do Marakeszu.
Drogie restauracje czy buszowanie po lokalnych supermarketach, regionalne knajpki czy stoiska uliczne. Oto prawdziwy jedzeniowy dylemat. Co powiecie na bagietkę kupioną na stoisku w laotańskim miasteczku Luang Prabang? Jest ser, szynka, masło i warzywa. Nie widzę tylko lodówki. A może macie ochotę na koniki polne w chili? Jeśli nie lubicie na ostro w meksykańskiej Oaxaca są też dostępne inne smaki. W Brazylijskim miasteczku Paracuru uliczne stragany zdominowały wszelakie butelki z alkoholem: rumy, likiery, ale największe zapotrzebowanie zarówno wśród lokalnych, jak i przyjezdnych było na cachaça, z której powstawała caipirinha.Read More