Piłkarski weekend w Londynie
Czekałem na ten weekend z utęsknieniem. Całe szczęście czas dzielący mnie od ostatniej wizyty w Londynie minął zaskakująco łagodnie i szybko. Nie dla wszystkich Londyn to weekendowe zwiedzanie i shopping. Dla mnie to przede wszystkim świat piłki. Taki wyjazd dla prawdziwego kibica to najlepsza rzecz na świecie. Kiedy pojawiam się już w Londynie słyszę: „Welcome back mate”. Kocham to uczucie!
Londyn to miejsce, w którym na każdym kroku odczuwam magiczny klimat, wnikający w umysł praktycznie w każdym zakątku miasta. Czuje go na „zwykłym” Hammersmith, surowym Camden Town, lifestylowym i kolorowym Soho, czy w starych dzielnicach miasta i miejscach takich jak Tower Bridge. Każda cząstka/dzielnica miasta układa się w jedną, uzupełniającą się cześć – tworząc kompletną całość. Zakochałem się w Londynie od pierwszego wejrzenia. Za każdym razem odkrywam w nim coś nowego, coś świeżego, coś niezwykłego. Sam nie wiem dlaczego tak się dzieje i co ma/miało na to aż taki wpływ… Po krótkiej chwili namysłu potrafię jednak stwierdzić co przechyliło szalę. Otóż od dzieciaka jestem wielkim fanem piłki kopanej i PREMIER LEAGUE – najlepszej ligi na świecie! A właśnie Londyn jest „zagłębiem” piłki nożnej w najlepszym, światowym wydaniu.
Praktycznie każda dzielnica miasta ma swój klub, którego kibice są w stanie oddać za niego życie, są z nim od zawsze – na dobre i na złe. Sama Premier League skupia dwóch przedstawicieli najlepszych drużyn świata takich jak: Arsenal i Chelsea, depczący im po piętach Tottenham Hotspur czy solidny West Ham United, Crystal Palace, i Rangers’ów z Queens Park. Dryżyn grających na zapleczu ekstraklasy jest multum, więc wymienię tylko garstkę z nich. Są to między innymi: Fulham, Millwall, Brentford, Charlton Athletic, dalej Dagenham & Redbridge, Leyton Orient, Barnet, Hayes & Yeading, Wimbledon, Bromley, Hampton & Richmond Borough, Welling United czy Cray Wanderers. Od kiedy sięgam pamięcią piłka i właśnie Arsenal Londyn był moją pasją i ukochaną drużyną, która po dziś dzień spędza mi sen z powiek.
Do Londynu przylatuje zazwyczaj w piątek rano. Kameralne lotniska Stansted czy Luton oddalone są od centrum miasta około godziny drogi autokarem, bądź pociągiem, kursującymi praktycznie co 15 minut. Około godziny 11 jestem już na miejscu – Victoria Station. Piękna architektura, multum narodowości, ciekawi ludzie, moda w najlepszym wydaniu, drogie butiki, przepych i zgiełk to jest to co daje mi kopa na cały, długi dzień. Piątek zazwyczaj i „zwyczajnie” spędzam ze znajomymi odwiedzając kilka z typowych angielskich, klimatycznych kawiarenek i pubów na Soho. Wieczorem wykonuje telefon do znajomego konika, który podaje mi cenę biletu na jutrzejszy mecz, godzinę i miejsce naszego spotkania. Pada sympatyczne: „See yaa soon brov! Take care” .
Bilety dla posiadaczy tzw membershipów czyli kart kibica to cena ok. 25 – 100 funtów w zależności od rangi spotkania. Mam szczęście. Jutrzejszy wydatek to koszt w wysokości 100 funtów. Jest to niewielka i bardzo kusząca cena dla każdego kibica i fana Premier League. Satysfakcja plus olbrzymie emocje w derbowym pojedynku z Tottenhamem są gwarantem i rekompensują taki wydatek w 100%. Jak wspominałem wcześniej ceny biletów uzależnione są od tzw. „rangi” spotkania. Przykładowo bilety na mecz ze Świętymi z Southampton możesz kupić w kasie stadionu już za 20 – 25 funtów, u koników natomiast cena oscylować może już w okolicach 40 – 60 funtów, a np. ceny biletów na spotkania „kategorii A” czyli mecz z Manchesterem City czy na derby północnego Londynu z największym rywalem Arsenalu – Tottenhamem to koszt 80 – 100 funtów dla szczęśliwego posiadacze kart kibica. 120-250 funtów to cena, którą jesteśmy zmuszeni zapłacić u koników.
Bilety pod stadionem „z drugiego obiegu” w ten piękny, sobotni poranek rozejdą się jak świeże bułeczki w jednej z najlepszych piekarni w centrum Londynu. Sprzedawcy biletów nawet nie muszą specjalnie szukać nabywców, zaufajcie mi, znajdą się sami. Po odbiór biletu umówiłem się kilka godzin przed meczem, pod wejściem na stację metra – Arsenal. Poranny, wolny czas spożytkuje na przedmeczowe rozmowy, zakłady u bukmacherów i oczywiście odwiedziny legendarnego pubu kibiców Arsenalu – The Twelve Pins, który znajduje się na Seven Sister’s Road.
Kolejnym must see tego dnia jest stary stadion Arsenalu – Highbury, legendarny już obiekt mieszczący się niegdyś przy Avenell Road, w dzielnicy Highbury, na którym Arsenal rozgrywał swoje spotkania na w latach 1913 – 2006. W tym momencie na miejscu Highbury, zostały wybudowane luksusowe apartamenty oraz powstanie park, z alejkami i miejscami do rekreacji.
Swoją sobotnią przygodę z football’em rozpoczynam na Victoria Station. W całym Londynie czuć już od rana i widać gołym okiem olbrzymie zainteresowanie piłką. Mijam całe rodziny w trykotach ulubionych klubów piłkarskich. Uśmiech i szczęście bijące od przechodniów daje kolejną dawkę pozytywnej energii. Anglicy rozkochują się i uwielbiają football. A z resztą kto go nie uwielbia? J
Zbliża się godzina 13. Udaje mi się w końcu dotrzeć pod stadion. Odbieram bilet. Kolejni kibice wylewają się ze stacji metra oraz z mniejszych, okolicznych uliczek, tworząc kordony. Na ulicach jest głośno i gwarno. Całą dzielnice patrolują policjanci na koniach. Jednak kibice popijają kolejne pinty złotego piwa. Jest ich coraz więcej, tłumy fanów, zerkających już nerwowo na zegarki, odliczając czas do pierwszego gwizdka najważniejszego spotkania sezonu.
Na stadion Arsenalu – Emirates Stadium można dotrzeć zarówno metrem, jak i autobusem. Stacja Arsenal jest najbliższa północnej części stadionu, natomiast do południowej części najłatwiej dostać się można od stacji Holloway Road – jednak tylko w dniach rozgrywania meczy. Kolejne pobliskie stacje to Finsbury Park, Highbury oraz Islington. Są one oddalone o ok. 10-15 minut od Emirates. Stadion otwarty jest dla posiadaczy biletu już na dwie godziny przed meczem. Sklep klubu „The Armoury” oraz kasy biletowe znajdują praktycznie pod samym obiektem sportowym Arsenalu. Kupuje program meczu i wchodzę za bramkę stadionu, śpiewając z tłumem jedną z piłkarskich przyśpiewek. 90 minut stania z wypiekami na policzkach to jedne z najszczęśliwszych chwil w moim życiu.
Resztę musisz zobaczyć i przeżyć na własnej skórze.
Come on Arsenal!
Londynowi mówię w duszy „Do zobaczenia ponownie…już wkrótce.”
Autor: Michał Panków
Submit a Comment