PARIS I LOVE YOU!
- Paulina Grabara
- On kwietnia 3, 2013
Na ulicy trudno dostrzec rodowitego Francuza, kelnerzy są wyjątkowo nieuprzejmi, a ceny mieszkań należą do najwyższych w Europie. A jednak za każdym razem Paryż zachwyca mnie coraz bardziej.
Śmieci w centrum miasta rekompensują zadbane, naturalnie eleganckie Paryżanki, które dla mnie są synonimem szyku. Niesympatyczna obsługa w lokalach przestaje mieć znaczenie, kiedy możemy siedzieć przy stoliku w jednej z kawiarni w Marais, i popijając kieliszek czerwonego wina obserwować przechodniów. Pikniki nad Sekwaną, wpatrywanie się w „Impresja, wschód słońca” Moneta, wystawy poświęcone modzie, designowi. Colette. Sklep Margieli. Księgarnia Shakespear and Company, w której na pianinie znajduje się karteczka „Play me”, a na łóżku w pokoju, w którym zatrzymują się artyści przyjeżdżający na odczyty, przeciąga się kot. Wąskie uliczki i piekarnie, z których zapach unoszący się w powietrzu jest najlepszą reklamą. Paryżanie, którzy mimo snobizmu mają swój elektryzujący urok. To wszystko składa się na jedno z najciekawszych miast świata.
Za co kochamy Paryż:
Małgorzata Białobrzycka
dziennikarka i stylistka magazynów VIVA MODA i Viva!
„Przyznam się, że trochę o nim zapomniałam. Bywałam tam dosyć często jako dziecko, ale te wspomnienia nieco się rozmyły, więc gdy ostatnio wróciłam do Paryża, zakurzone uczucie dało o sobie ponownie znać. Nie bez kozery mówią, że stolica Francji to jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Wspaniała architektura – ta historyczna i ta nowoczesna, która czyni klimat tego miasta naprawdę zapiera dech, piękna, wielokulturowa mieszanka ludzi to też prawdziwa przyjemność dla oka a i dla zmysłów. Paryż ma również wiele do zaoferowania.
Idealne i gęste lody warto spróbować w sieci Amorino (między innymi lokalizacjami vis a vis Centre Pompidou) mają tam doskonałe i gęste lody czekoladowe bez mleka! Jeśli o słodyczach to nie należy zapomnieć o słynnych macarons. Choć wszyscy szaleją na punkcie Laduree ja polecam te od Pierre Hermes. Na szybką bagietkową przekąskę warto odwiedzić sieć piekarnio- cukierni Paul. Rozsądne ceny i świetne bagietki z dodatkami na wynos będą smakowały jeszcze przyjemniej jedzone na przykład w parku. W dzielnicy Marais warto udać się na zakupy choćby po doskonałe herbaty od Mariage Freres w absolutnie czarujących puszkach, albo do sklepu z francuskimi produktami: Premiere Pression Provence. Jeśli uwielbiacie gotowanie to szczególnie przypadną wam do gustu tutejsze oliwy np. mandarynkowa. Jeśli chodzi zaś o knajpki to po prostu warto próbować tam, gdzie wieczorami tłumnie ciągną mieszkańcy miasta. Polecam Les Philosophes przy 28 rue Vielle du Temple również w dzielnicy Marais gdzie koniecznie spróbujcie foie gras.
Opinii o Paryżu jest właściwie tyle ile ludzi. Jedni nie znoszą impertynencji jego mieszkańców, inni wracają tam co roku jak na skrzydłach. A dla mnie to miasto na wskroś zachwycające z dawką sztuki na każdym kroku, której, czego bardzo żałuję próżno szukać w Polsce. Dlatego na piesze wycieczki po paryskich ulicach wrócę, gdy tylko nadarzy się taka okazja”.
Alicja Szewczyk
Dziennikarka miesięcznika Glamour
„Moja miłość do Paryża, jak każda miłość jest trudna. Zawsze lecę tam jak na skrzydłach, ale gdybym miała wybrać swoje ukochane miasto na świecie, to Paryż zawsze przegra z Nowym Jorkiem. Kocham włóczyć się jego ulicami, choć nie cierpię tego, że są brudne. Denerwują mnie kelnerzy, którzy nie znają angielskiego, ale lubię godzinami siedzieć w restauracjach w Dzielnicy Łacińskiej albo na Montmartre. Fotografuję wieżę Eiffla po sto razy, ale nigdy nie zadałam sobie trudu, żeby na nią wjechać. Mogę spędzić cały dzień w Luwrze, ale nie znoszę stania w kolejce do wejścia. Kocham bagietki, ale wkurza mnie, że na drugi dzień są już czerstwe. Zajadam się makaronikami z cukierni Laduree, choć ich kosmiczna cena to dla mnie rozbój w biały dzień, a na migdały, z których są zrobione jestem uczulona. Kupuję baletki Repetto, choć każde kolejne okazują się cholernie niewygodnie. Robię dłuuuugą listę zakupów w Colette, a w końcu wychodzę z jakimś drobiazgiem za kilka euro. Chciałabym spotkać na rue Cambon Karla Lagerfelda, ale zamiast tracić czas pod butikiem Chanel, jadę obejrzeć nową wystawę. Daję się nabierać Cygankom na pieniądze, a potem obiecuję sobie, że to już naprawdę ostatni raz. I tak jest za każdym razem, bo mój związek z Paryżem jest chyba niereformowalny. Jak sami Paryżanie”.
Aśka Ciesielska
Stylistka
„Paryż jest tak naprawdę moim pierwszym miastem, do którego wyjechałam z Zielonej Góry jako 16-tka i zamieszkałam w nim na dwa lata. Nasze poznanie było dość trudne, bo zupełnie nie znając nikogo, ba! nawet języka, musiałam się odnaleźć we francuskiej rzeczywistości. Można jednak powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia i chyba taka pozostanie na zawsze! W najtrudniejszych momentach powracam myślami do tych wąskich uliczek, pięknych kamienic i totalnie uroczych ludzi – choć wiem, że to jest jedynie moja surrealistyczna wizja, że tak tam właśnie jest.
Nawet fakt, że jedyny raz kiedy ktoś mnie napadł z nożem na ulicy, miał miejsce dokładnie w ‚moim ukochanym mieście’ nie przeszkadza mi i staram się o tym nie myśleć, kiedy wracam tam jak przysłowiowy boomerang. Chyba nie jestem najlepszym przykładem, żeby opisać to miasto racjonalnie. Nie przeszkadzają mi największe jego wady… a wręcz mam wrażenie, że po kilku dniach odczytuję je jako największe zalety. Jest to irracjonalne, ale tak chyba wygląda bezwarunkowa miłość. Można by też pomyśleć, że przy takim związku emocjonalnym mogę być dobrym przewodnikiem?! Niestety nie jestem! Opowiadając o Paryżu czuję totalne rozświetlenie na mojej twarzy i każda kolejna osoba, która o tym słucha, mam wrażenie, że chciałaby, żebym pokazała jej właśnie TO miasto. Natomiast w momencie, kiedy bliscy oczekują totalnego tour-guida, ja potrafię zgubić się kilkakrotnie w tej samej okolicy twierdząc, że jesteśmy tu po raz pierwszy. Ostatni weekend spędzony z moją siostrą zaowocował doskonalą znajomością Centre Pompidou, bo jak się okazało wszystkie drogi, które wybierałam prowadziły właśnie do niego. Jeśli chodzi o ulubione miejsca, bardziej skupiam się na atmosferze, która jest związana z kolejną kawiarenką czy restauracją niż na powracaniu do obowiązkowych, ale dobrze mi znanych, punktów z przewodnika. Przed kolejnym planowanym przyjazdem często też pytam przyjaciół, którzy mieszkają tam na stałe o nowe „miejscówki” warte zobaczenia i wtedy otrzymuje niekończąca się listę miejsc, do których zwykle nie docieram, gdyż moja intuicja poprowadzi mnie zupełnie w innym kierunku. W Paryżu trochę czuję się jak kot, który wybiera swoja drogę i mam wrażenie, że za każdym razem odkrywam zupełnie inne jego oblicze, za to kocham to miasto jeszcze bardziej!
Justyna Kosmala
Właścicielka bistro Charlotte w Warszawie i Krakowie
„Paryż to miasto, w którym może zdarzyć się wszystko, bo jest w nim wszystko. Przepych i prostota. Klasyka i awangarda. Haute couture i czarująca skromność. To miasto kompletne, niczego w nim nie brakuje, spełnia najróżniejsze oczekiwania. Jest piękne, możemy w nim podziwiać zabytki sprzed wieków, a jednocześnie zetknąć się z najnowocześniejszą architekturą, która swoim nowatorstwem szokuje świat. A wszystko jest tak naturalne, jakby w sposób oczywisty się ze sobą zazębiało.
Pierwsze wyjazdy do Paryża to oczywiście chaotyczna bieganina po Luwrze, gigantyczna kolejka do Musée d’Orsay, muzeum Rodina, którego rzeźby oglądałam przez całe dzieciństwo w albumie, to wpatrywanie się w katedrę Notre-Dame z uczuciem podziwu godnym Przybosia, zachwyt dla Montmarte’u. Rozczulający bukiniści nad Sekwaną. Bagietka popijana jogurtem na trawniku pod wieżą Eiffla. I polskie tropy: Chopin, Maisons-Laffitte.
Z czasem, gdy oswoiłam się z miastem, zaczęłam czerpać radość z obserwowania i uczestniczenia w codzienności Paryża.
Imponuje mi snobizm tego miasta, snobizm, którego mieszkańcy nawet nie mają świadomości, bo są po prostu pępkiem Europy i nikt im tego nie odbierze.
W Paryżu wszystko jest niewymuszone i nonszalanckie. Mam wrażenie, że nikt się tam nie wysila, żeby pokazać się od jak najlepszej strony. Dziewczyny są eleganckie elegancją niedoścignioną, bo klasyczną, najprostszą, nie do podrobienia.
Wydawałoby się, że bogate miasta Europy muszą mieć coś ze sobą wspólnego. Może tak, ale nie Paryż. Paryż jest odrębny i oryginalny, jedyny w swoim rodzaju. Gdyby mi ktoś pokazał zdjęcie witryny sklepowej, to od razu bym rozpoznała, czy jest ona paryska, czy nie.
Imponuje masa kafejek, do których można wpaść w biegu, niezobowiązująco. Poczucie, że te miejsca często są prowadzone od pokoleń też jest dla mnie niezwykłe. Właściciele nie silą się, żeby w nich coś zmieniać, unowocześniać. Są takie, jak urządzili je dziadkowie, a dziś wnuczki je dopieszczają i jest to dla nich wartością. No i zachwyca ta atmosfera luzu, jakby świat wokół nie istniał, gdy pijesz kawę.
Tęsknota za paryskim bistro przymusiła mnie do stworzenia podobnego miejsca w Warszawie, stąd właśnie wziął się pomysł na Charlotte”.
Przeczytajcie wywiad z Justyną: Francuskie śniadanie
Barbara Makarewicz
PR & Promotion Manager, Paryskie Galerie Lafayette, mieszka w Paryżu od ponad 4 lat
„Paryż zawładnął moim sercem bardzo dyskretnie, niemal niepostrzeżenie. Ucząc się języka francuskiego jeszcze w liceum, pochłaniałam obrazy, opisy, wyrażenia i kodowałam je uważnie, przeczuwając podświadomie, że przyjdzie dzień, kiedy okażą się przydatne. I tak też się stało. Intuicja albo coś bardziej skomplikowanego, co niektórzy zwą przeznaczeniem przywiodło mnie do miasta miłości.
Nieustające problemy w transporcie miejskim, krzywe spojrzenia w reakcji na pytanie o wegetariańskie danie w restauracji i okrutnie drogie mieszkania nie zdołały mnie zniechęcić. Dlaczego nie opuściłam go od tamtej pory?
Sekret kryje się w wąskich uliczkach dzielnicy łacińskiej, w najsmaczniejszej naleśnikarni świata*, gdzie zawsze zastaje się w 40 minutowa kolejkę, podczas gdy konkurenci trzy kroki dalej z nudów przekładają usmażone placki z jednego miejsca na drugie. Uwielbiam poranki na Montmartre, gdzie mieszkam niemal od samego początku. Poranny jogging po schodach wiodących na wzgórze, poza wycieńczeniem ofiaruje też wiecznie zaskakujący widok na miasto. Znam go na pamięć, a mimo to za każdym razem dostrzegam w nim coś nowego. Spojrzenie z góry daje wolność i poczucie dystansu do zawirowanej codzienności. Podczas, gdy większość turystów zatrzymuje się na schodach Sacre Coeur, my, wtajemniczeni mieszkańcy dzielnicy, spędzamy niedziele w małym parku tuż za kościołem. Dla lubiących wysiłek i chodzenie po dachach polecam wejście na kopule Sacre Coeur. Wyśmienite doświadczenie!
Paryż odkrywa się na piechotę. Jeśli czas goni, warto skorzystać z Velibow**, czyli miejskich rowerów, które mają dwie bardzo pozytywne cechy – są niedrogie i jest ich mnóstwo, prawie na każdym rogu”.
* Au P’tit Grec, 62 rue Mouffetard, piata dzielnica
** http://en.velib.paris.fr
Magda Bębenek
Podróżniczka, tancerka i blogerka publikująca w języku polskim i angielskim jako Magu Bee
„Szczerze przyznam, że Paryżowi dałam się uwieźć dopiero za trzecim razem. Za pierwszym razem pospiesznie zwiedzałam „obowiązkowe” miejsca z przewodnika, za drugim godzinami spacerowałam w deszczu. Za trzecim jednak, dzięki niesamowitym ludziom, których poznałam, Paryż zadomowił się w moim sercu na dobre: nocny spacer w podmiejskim lesie Fontainebleau i oglądanie wschodu słońca z gałęzi jego majestatycznych drzew; szpilki podziwiane w sex shopach placu Pigale po obejrzeniu Moulin Rouge; impreza na łodzi przycumowanej pod Wieżą Eiffla; niezliczone pikniki nad brzegiem Sekwany, co wieczór w innej dzielnicy miasta, lecz niezmiennie z przyjaciółmi, wyśmienitym domowym jedzeniem, przy akompaniamencie dźwięków muzyki sączących się z niezliczonych knajp… Paryż kojarzy mi się też nierozerwalnie z kozim serem serwowanym przez mojego przyjaciela na śniadanie: na ciepło i z miodem na chrupiącej kromce chleba; z nocnymi przejażdżkami motorem po Polach Elizejskich lub rowerowymi po całej reszcie miasta; ze spontanicznymi wypadami do Wersalu lub Disneylandu; z kolacją jedzoną na schodach Luwru lub na chodniku przed Pompidou. Uwielbiam styl i smak Paryżan, wszechobecność sztuki i kultury oraz niezliczone parki ukryte pomiędzy kamienicami, w których leniwie jada się lunch i czyta książki. Urzeka mnie panujący tu luz, który jak wszystko w Paryżu, ma klasę.”
Jakub Grabara
Student, spędził w Paryżu kilka tygodni podczas wakacji
„Kocham Paryż za ludzi – nieważne czy mają dużo czy mało to dbają o to jak wyglądają. Są po prostu ładni.
Za Montmartre – czyli dzielnicę artystów, cały dzień są tam różne pokazy, nie brak też malarzy ze swoimi dziełami. Ponad wszystkim wznosi się monumentalna Bazylika Sacré-Cœur. Za brak billboardów – w Paryżu jest ich „tylko” około 2000 (dla porównania w Warszawie jest ich około 21000). Ważna jest też ich wielkość – w stolicy Francji maksymalna dopuszczalna wielkość to 8m2, w Polsce nie jest to niestety określone. Za boulangerie – można w nich kupić pyszne, jeszcze ciepłe bagietki z różnymi dodatkami. Do tego kawa i każdy dzień staje się piękny. Za komunikację miejską – 16 linii metra łączy całe miasto, nie wspominając już o ilości autobusów. Metro w wielu miejscach jedzie na powierzchni, dzięki czemu można zachwycać się widokami Paryża jadąc komunikacją miejską”.
Czytaj także: New York I love you!
Submit a Comment