Kamienne królestwo
Przejechać Albanię górskimi trasami, pomysł szalony, zwłaszcza gdy ma się do dyspozycji nisko zawieszone Volvo, a nie terenówkę.
Decyzja zapadła, jedziemy, chociaż trasa co raz przerywana była odcinkami „offroadowymi”, a nawet najostrzejsze zakręty urywające się nad przepaściami nie miały barierek ochronnych. Udało nam się przeprawić przez całą szerokość Albanii (bo ta zbyt szeroka nie jest). Po drodze patrzyłem na chyba najpiękniejsze góry Europy, których nie poprzecinały jeszcze setki turystycznych szlaków i punktów widokowych. Góry okazały się dopiero preludium.
Wieczorem dotarliśmy do Gjirokastra, miasta z kamienia. Jeśli pisać o zabytkach i wycieczkach szlakiem kultury, to miasto trzeba by opisać w całości. Pierwsze wrażenie: górki, podjazdy, zjazdy, nie ma nudy nie ma nawet kilku metrów kwadratowych płaskiej powierzchni. Wybraliśmy hostel, lub to on wybrał nas, bo pan, który przypominał wokalistę Buena Vista Social Club, nie mówiąc ani jednego słowa po prostu zaprosił nas do środka. Hostel, jak wiele innych budynków w mieście, mieścił się w byłej siedzibie klasztoru, oczywiście z białego kamienia. Uroczo, a dodatkowo chłodno, co w upalnej Gjirokastrze wyjątkowo cenne.
Spacer po mieście w środku nocy, czy świeżo po południu przypomina podróż po muzeum. Z tym że tu eksponaty wybieramy sami, nikt nie podpowiada: to jest zabytek a to nie, zwyczajnie chłoniemy architekturę w całości. Od dolnego miasta, aż po szczyt góry, na którym zatknięto fortecę niegdyś broniącą przed najazdami, potem zamienioną na wyjątkowo osobliwe muzeum wojska. Miasto nie przeludnione, jeszcze nie wpisane w każdy przewodnik najpiękniejszych punktów Europy, dlatego warto spieszyć się z wizytą przed falą przyjezdnych, która, jestem przekonany, za kilka lat zaleje miasto. Ach, no i jeszcze wikt, który nie pozwala wyjechać z Gjirokastry. 20 złotych to kwota wykwintnego obiadu, z doskonałym winem i owocami morza. Do morza Albańczycy mają niedaleko.
Submit a Comment