Magda Jagnicka – Pasja jest skarbem, podróż inspiracją, a moda uzależnieniem
Co łączy modę i podróże? Jak odkryć swoją pasję? Z czego czerpać modowe inspiracje? Na te pytania w specjalnym wywiadzie dla intopassion.com odpowiada Magda Jagnicka – dziennikarka, redaktor działu mody i stylistka miesięcznika Glamour. Współpracowała także z Vouge Ukraine. Na swoim koncie ma kilkadziesiąt okładek prestiżowych magazynów polskich i zagranicznych. Kilkakrotnie współpracowała z topmodelką Anją Rubik i topfotografem Marcinem Tyszką. Stylizuje gwiazdy na czerwony dywan oraz kampanie marek takich jak Reserved, Apart czy Bizuu.
JESTEM …
bardzo młodą dziewczyną, która nadal nie może uwierzyć w to, co się jej przytrafiło. Tak naprawdę świat mody nigdy nie był moim marzeniem. Nigdy nie budziłam się z myślą, że chcę zostać stylistką. Wszystko to, co się zdarzyło, jest wynikiem przypadków. Przeznaczenie? Wierzę w nie! Obecnie pracuję w Glamour – jestem stylistką i dziennikarką. Redakcja Glamour to wymarzone miejsce do pracy, z niesamowitą energią i atmosferą. Przychodzę do redakcji i nie odliczam ile jeszcze godzin do końca.
PASJA TO…
skarb. Trudno ją znaleźć, więc trzeba ją pielęgnować. Każdy z nas ma w sobie jakiś ogień, tylko jeszcze nie każdy wie do czego. Wielkim szczęściem jest odkrycie tego, co Cię nakręca. Bo pasja właśnie nakręca – nawet jeśli jesteś zmęczona i masz już dość – i tak to robisz. I na koniec dnia wracasz do domu i nadal o tym myślisz, bo tak Cię to angażuje. Ja sama sprawdzałam czy dla mnie to na pewno jest moda – jak każda młoda dziewczyna miałam wiele zainteresowań, jak chociażby taniec, który trenowałam kilka lat. Nie wiedziałam do końca co mam robić – czy pracować w korporacji, czy podążać za tą “niepoważną” pracą, jaką dla wielu ludzi jest praca stylistki. Chociaż sesje zdjęciowe zaczęłam stylizować już w liceum, na studiach postanowiłam wyjechać na Erasmusa, żeby zupełnie odciąć się od mody i… sprawdzić, czego tak naprawdę chcę. Wyjechałam w piękne miejsce – na Maltę. Ale już po paru dniach nie potrafiłam się odnaleźć. Nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że nikt nie dzwoni, nie zawraca mi głowy, o nic się nie pyta. Praca w modzie jest w końcu pracą bez ograniczeń czasowych. Czasem dostaję wiadomości po 23:00 z pytaniami “Magda, mogłabyś w najnowszym numerze Glamour przygotować to i to?”. Może to absurdalne, ale tego właśnie zaczęło mi brakować. Przyleciałam w miejsce, którego nie znałam – nie wiedziałam o Malcie nic. Szczerze? Nie wiedziałam nawet jak nazywa się stolica tego kraju. Nie mówiłam też nikomu o tym, co robię w Warszawie. Od początku postanowiłam, że będę anonimowa i „zacznę od nowa”. Byłam po prostu jakąś tam dziewczyną. Już to było dla mnie dość trudne, taki brak swojego DNA. Po kilku miesiącach zdecydowałam się na powrót do Polski, ale cieszę się, że przeżyłam tę przygodę i znalazłam czas na zastanowienie się czego chcę od życia. Wciąż studiowałam i pracowałam w banku, ale śmielej myślałam o karierze w świecie mody. Punktem zwrotnym była też rozmowa z koleżanką z biura. Powiedziała mi wtedy: “Ogarnij się dziewczyno, dostajesz propozycje wyjazdu no Nowego Jorku z sesją, a Ty się zastanawiasz, czy dostaniesz urlop?!”. Trochę mną wtedy potrząsnęła. Zrozumiałam, że jestem wręcz niewdzięczna – los cały czas zsyła mi okazje, a ja je odrzucam. W końcu jednak przyszedł taki moment, że już wszystko stało się jasne – jeśli śpisz na ubraniach, potykasz się o nie, wracasz do domu o 22 z sesji i jeszcze masz siłę żeby przeglądać strony z ubraniami, to znaczy, że jesteś trochę nienormalna. Tak też sobie myślę, że każdy kto ma pasję i jest w nią wkręcony, jest na swój sposób nienormalny.
Pasja nie zawsze musi być pracą. To coś, co jest Twoje i nikt Ci tego nie zabierze, a czy z czasem zamieni się w pracę…? To zupełnie inny temat. U mnie tak właśnie było.
INSPIRUJĘ SIĘ …
nie powiem, że sztuką. To totalnie nie mój styl, choć oczywiście lubię odwiedzać wystawy czy muzea (ok, ale nie za często). Potrafi mnie zainspirować dworzec kolejowy, kiedy wracam od babci i mijam piękną polską wieś. Inspirują mnie momenty. Powtarzam, że mam umysł dziecka. Bardzo łatwo mnie rozkojarzyć. W głowie kłębi mi się milion myśli naraz. Nie działam w sposób schematyczny. Zamiast szukać pomysłów wtórnych, wolę szukać inspiracji w zwykłych, prostych rzeczach. A inspiracją jest dla mnie przede wszystkim rozmowa z ekipą, z którą pracuję przy danym projekcie. Wszyscy dzielimy się pomysłami. Każdy ma swoje przemyślenia, każdy ma też jakiś swój moment w życiu. Mój zawód mogę wykorzystać do tego, aby wyrazić swój nastrój. W szukaniu inspiracji korzystam z wrażeń i myśli, które mnie napadają w ciągu dnia. Zamiast szukać inspiracji w zdjęciach i albumach, wolę zaufać swoim pomysłom, najpierw zobaczyć miejsce sesji i poczuć jego atmosferę. Tak było przy ostatniej produkcji w opuszczonej hali. Weszłam tam i poczułam, że za tymi drzwiami mogą być porachunki mafii, czułam się niepewnie. Jeśli oglądasz serial „Narcos”, to wiesz o co chodzi (śmiech). Od razu na myśl przyszła mi kobieta niebezpieczna – femme fatale. I taką też zrobiliśmy sesję. Tę samą inspirację znajdziemy tak naprawdę na wybiegach, zaczynając od Michaela Korsa po Roberto Cavalli – silną, pewną siebie kobietę. Niby idzie do pracy, ale Ty wiesz, że to nie jest legalna praca. Lubię wcielać modelkę w rolę i budować jej wizerunek w oparciu na emocjach seksualna/staromodna/zawstydzona… cokolwiek mi przyjdzie na myśl).
INSPIRACJA PODRÓŻAMI
Kiedy byłam małą dziewczynką, rodzice zabierali mnie na wyjazdy po całej Europie. Moi dziadkowie mieszkali w Nowym Jorku. Jestem szczęściarą, że od dziecka mogłam poznawać świat i gdyby nie to, na pewno nie byłabym tym kim jestem. Dziś, częstotliwość moich wyjazdów jest pewnie porównywalna do podróży niektórych modelek. Czasem zdarza się tak, że jestem tydzień w Polsce, a trzy tygodnie w rozjazdach. Lubię się gubić i być spontaniczna. Moja rada? Nigdy kurczowo nie trzymaj się przewodników i tego, co w nich piszą. Być może zapatrzysz się w mapę tak, że nie zauważysz pięknej malutkiej uliczki albo przystojnego faceta, który właśnie kombinuje jak do ciebie zagadać. Wolność i nieznane – to cenię w podróżach. Inspiracją, którą z nich wyciągam jest właśnie wolność – poczucie, że możesz jechać gdziekolwiek. Ostatnio bardzo mocno zachwyciła mnie moja podróż do Tokio. Inny świat, także w odniesieniu do mody. To miejsce, które tak naprawdę rodzi trendy. Tak jak Nowy Jork, Londyn, Mediolan, Paryż mają swój styl, tak i Tokio zdecydowanie mogę nazwać stolicą mody. W tym mieście jest wszystko. Z jednej strony takie skrajności jak dziewczyny wystylizowane na lolity, ubrane w sukienki z falbankami i z kolorowymi włosami. Z drugiej młodzieżowy street style – sklepy z białymi t-shirtami z serduszkiem, pomponikiem i tęczą. To mnie zaskoczyło. W Tokio było wszystko, co teraz pojawia się w kolekcjach nowych marek. Dodatkowo super marki azjatyckie, o których nigdy nie słyszało się w Europie. Trendy, które dopiero do nas wchodzą, tam są już na wyprzedażach. Tokio zainspirowało mnie też w taki sposób, że poczułam się znowu małą dziewczynką. Totalnie zatraciłam się w salonach gier, które tam znajdują się na każdym kroku. Wszystko to razem, łącznie z fotobudkami z filtrami pociągnęło mnie do snapchata. Wpadłam wtedy na pomysł, dlaczego by nie zrobić sesji właśnie z filtrami ze snapchata? Taka współczesna rzeczywistość też potrafi zainspirować do edytorialu modowego. To byłaby naprawdę fajna sesja, w której modelka pozuje z filtrami, których Ty używasz na co dzień. Nie musisz szukać inspiracji gdzieś daleko, bo ona jest na ulicy i czeka, żeby ją odkryć.
KAWAŁEK USA W POLSCE TO…
Dla mnie sentymentalnym miejscem są Stany Zjednoczone. Tam przez kilkadziesiąt lat mieszkali moi dziadkowie, a potem mój ojciec. Próbował wtedy nakłonić mamę do przeprowadzki, ale ona się nie zgodziła. A ja do dziś czuję, że los się pomylił, że powinnam urodzić się w Nowym Jorku. W Stanach panuje zupełnie inna energia niż tutaj. My jesteśmy bardzo specyficznym narodem. Bardzo kocham Polskę, ale czasem Polacy potrafią dać w kość. Wystarczy na chwilę przenieść się w inne miejsce i wrócić, żeby poczuć tę różnicę. Tu? Ludzie są zamyśleni. Nie są źli, ale posępni. Widać po nich wszystkie problemy, które mają na głowie. Dlatego właśnie tak lubię wyjeżdżać do USA. Tam, choćby ekspedientka miała gdzieś to, jak się naprawdę czujesz, to i tak zapyta „how are you”. I od razu jest jakoś milej! Sama zawsze pamiętam, by uśmiechać się do innych, pytać o ich samopoczucie, o to co słychać. Pamiętam, że kilka lat temu w Nowym Jorku miałam na sobie skórzane legginsy Agnieszki Maciejak. Na ulicy zaczepiło mnie wtedy ze dwadzieścia osób. Tutaj nie zaczepił mnie nikt. To jest trochę smutne – masz świetny dzień, super wyglądasz, założyłaś sukienkę i szpilki, uśmiechasz się, a w Warszawie trudno o osobę, która pozytywnie zareaguje, zaczepi, skomentuje. Podeszłam kiedyś do dojrzałej kobiety i komplementowałam jej bluzkę, a ona spojrzała na mnie jak na wariatkę i nawet nie podziękowała (śmiech). Dlatego właśnie w Stanach lubię tę bezinteresowną uprzejmość, której w Polsce czasami mi brakuje.
ULUBIENI ARTYŚCI (moda, design, sztuka)
Sophia Amoruso, właścicielka Nasty Gal. Jej początki, żeby to ująć delikatnie… nie należały do najłatwiejszych! Wyrzucili ją ze szkoły, imprezowała, bywały okresy, w których pozostawała bez dachu nad głową. Na początku pracowała pakując kanapki Subwayu, teraz… jest multimilionerką, trendsetterką i guru mody vintage. Wydała książkę „Girlboss” – absolutny bestseller, w którym szczerze opowiada o swojej drodze na szczyt. Amorusa przedstawia historię o zupełnie podbramkowych sytuacjach w życiu i o tym, że w każdej z nich możesz znaleźć szansę dla siebie. Zawaliłaś jedną rzecz, ale dzięki temu zyskałaś drugą. Sophia jest dla mnie ogromną inspiracją.
Jest sporo takich osób, które może nie są w mainstreamie, ale jeśli ktoś chciałby iść w kierunku mody, to musi je znać. Taką osobą jest chociażby fotograf Steven Meisel. Od 1988 r. zrobił wszystkie okładki Vogue Italia z wyjątkiem jednej. Jego zdjęcia to dla mnie kwintesencja piękna tego zawodu. Jednego dnia możesz zrobić ultra dziwną sesję w szpitalu psychiatrycznym, a kolejnego z modelką, którą będzie wyglądała jak kocica z lat 60. Obok Meisela jest jeszcze stylistka, która z nim współpracuje – Carlyne Cerf de Dudzeele. Jest totalnie zakręcona, pozwala sobie na wszystko. Nie boi się być zwariowana, czasami nawet tandetna, jest miła, uśmiechnięta. Lubię takie osoby, bo w modzie przecież chodzi o zabawę.
Kolejną osobą jest Carine Roitfeld, wieloletnia Redaktor Naczelna Vogue Paris, teraz szefowa kreatywna Harper’s Bazaar i Naczelna „CR”. To stuprocentowa kobieta, prawie zawsze w szpilkach, ubrana perfekcyjnie. To ikona. Projektanci tacy jak Alexander Wang mają jej zdjęcia w swoich moodboardach: chcą projektować dla kobiety takiej jak Carine. Polecam film dokumentalny, który pokazuje pracę Roitfeld od kuchni: „Mademoiselle C.”. Zdradzę jedną anegdotę z filmu… Jej asystentka na zadane kiedyś pytanie jak to jest, że wszyscy kochają Carine i mają do niej szacunek odpowiedziała: „Carine jest po prostu miła”. Mówi pierwsza dzień dobry, pyta jak się czujesz, jak było na urlopie. Takie proste ludzkie odruchy, które czasami w modzie zanikają.
PYTANIE OD REDAKTORKI: Jakie masz spojrzenie na podróż polskiej branży mody w czasie?
W branży pracuję 6/7 lat. I już w tak krótkim okresie, zauważam spore zmiany. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy byłam stażystką. Akurat na topie był wtedy film „Diabeł ubiera się u Prady”. I faktycznie, wtedy w moich oczach świat mody wyglądał trochę jak w tym filmie. Stylistka była osobą niedostępną, zimną, która bardzo dba o swój wizerunek, nosi drogie ubrania, a sposób w jaki się wypowiada był bardzo wyniosły. W tej chwili takich osób już prawie nie ma. Owszem, każda z nas jest silną charyzmatyczną osobowością, ale nie jesteśmy wredne. Zweryfikowało się to, że na koniec dnia nie najważniejszy jest twój prywatny out fit na sesji, ale to, czy byłaś uczciwa, pracowita, pomysłowa. Wielką rewolucję wprowadził też Instagram. Stylistka nie jest już anonimowa. Teraz bardzo ważnym elementem jest to, jak prowadzisz social media. Tak jak modelki, możesz dostać zlecenie, przede wszystkim dlatego, że masz zasięgi i fanów w Internecie. Mało tego, możesz stać się „it-girl”, „influencerką”, zarabiać na Instagramie, dostawać mnóstwo prezentów od firm, które Cię śledzą. Dla mnie to była trudna zmiana. Zawsze byłam z boku, uciekałam przed zdjęciami, byłam bardzo skupiona na pracy. Zdarzało mi się przyjść na sesję w wyciągniętych spodniach i bluzie. Wtedy nie było dla mnie ważne, żeby zrobić zdjęcie z backstage’u. Dziś świat stanął na głowie i jestem tego częścią. Jedyny plus, to że na starość będę miała co pokazywać wnukom w albumach (śmiech).
Wysłuchała Aleksandra Malinka
Save
Submit a Comment