To nie jest miejsce dla niefajnych ludzi
Wsiadamy do samochodu, by zobaczyć właśnie nabyte przez Paulinę i Bartka 3 połączone ze sobą domki – mają w planie stworzyć tu coś w stylu eko wioski. Z wynajmowanej przez nich willi, w której można spędzić slow wakacje, jedziemy dalej korytem wyschniętej rzeki. Góry stają się skaliste i wydają się pomarańczowe. Żartujemy z córką, że za krzakami czają się duchy. Po chwili zauważam jadący z przeciwnej strony samochód – siedzący z przodu Paulina i Bartek zatrzymują auto i z radością wyjaśniają – to nasi sąsiedzi.
FB intopassion, IG into_passion, stań się częścią STYLISH PAPER i intopassion – wesprzyj projekt na patronite.pl/intopassion i otrzymaj nowy, letni numer STYLISH PAPER.
Zarezerwuj REC.ON Cuatro Chimeneas KLIK
Panowie rozmawiają przez otwarte szyby, z kolei Pani z drugiego pojazdu podbiega do okna Pauliny i słyszę tylko melodyjne dźwięki hiszpańskiego języka. Młodszy syn naszych gospodarzy najpierw krzyczy coś do dzieciaka w drugim samochodzie, a potem wyskakuje i biegnie bliżej jego okna. Podobnie jak rodzice rozmawiają żywiołowo. Gdybym nie znała historii Pauliny i Bartka, którzy jeszcze rok wcześniej mieszkali na warszawskim Ursynowie, i obserwowała sytuuację z boku, to pomyślałabym, że spotkały się dwie hiszpańskie rodziny, które znają się i przyjaźnią przez całe życie.
W okolicach Velezka, jak mawia Paulina, prosto jest podpatrzeć, jak wygląda typowe hiszpańskie życie. Dzieje się zdecydowanie wolniej niż na wybrzeżu i jest bardziej … prawdziwe? Tu trzeba znać lokalne sekrety, by z łatwością poruszać się po okolicy. Tu mam wrażenie, że wszyscy są sąsiadami, z każdym zamienia się “słówko”, całuje na przywitanie. W tej części Andaluzji trzeba wiedzieć, w którym miasteczku jest dziś targ, że kurczaki z rożna trzeba zarezerwować, bo to że radoście się pieką, nie oznacza, że możesz je kupić, że bar, który wczoraj tętnił życiem, przez następne dni jest zamknięty i nic w tym dziwnego, i który lokalny sklep działa w niedzielę.
Letnicy u Pauliny i Bartka
Historię rodziny możecie przeczytać TU. My w pierwszej połowie czerwca zostaliśmy kolejnymi letnikami, których zdjęcie zrobione polaroidem wisi teraz w kuchni. Podobno najładniejsze, ale pewnie mówią tak każdemu Willa Pauliny i Bartka, gdzie obecnie mieszkają z dwoma synami, mieści się na totalnym odludziu i to jest jej wielki plus. Bo z góry zaznaczam, że to nie jest miejsce dla osób szukających turystycznych rozrywek i lubujących się w głośnym, tłumnym życiu. Tu przyjeżdża się po to, by usłyszeć swoje myśli. By porozmawiać z ludźmi, którzy mają naprawdę ciekawą historię i którym bardzo kibicuję, bo poszli trochę pod prąd. Wyłamali się, a do tego potrzebna jest odwaga i determinacja. Tu wieje. Tu są góry na horyzoncie zamiast morza. Cisza i śpiew ptaków zamiast śpiewu turystów po kolejnym litrze Sangrii. Tu toczy się inne życie, dzieciaki podglądają pisklaki, które właśnie się urodziły, bawią się z psem Chicą czy latają po dużym terenie wymachując kijami. Tu Paulina jako rozrywkę zorganizowała dla mojej 3-latki (i starszych kolegów) malowanie butelek, które dumnie teraz stoją na półce w kuchni. To miejsce, w którym można odpocząć, a właściwie to się dzieje naturalnie, że nasze ciało i umysł uspakajają się, zwalniają, a otaczająca natura i aura, która tu panuje za sprawą gospodarzy powodują, że uśmiechamy się tam gdzieś do siebie, w środku.
Hiszpańskie życie
To, co mogę powiedzieć, po tygodniu spędzonym w Rec.on Cuatro Chimeneas, to fakt, że slow holiday tam się po prostu czuje. Rodzinę można spotkać pracującą w ogrodzie, albo relaksującą się na hamakach. Nie mam wrażenia, że ktoś tu się śpieszy, ale też widać, że każdy ma swoje obowiązki. Dzieciaki chodzą do hiszpańskiej szkoły i co jest wielkim sukcesem właśnie zaliczyły rok (przyjechały do Hiszpanii bez znajomości języka, zapewne po kilku lekcjach). Dziś mają hiszpańskich znajomych i są częścią lokalnego życia. 14-letni Staszek już ćwiczy hiszpańskie zwyczaje i udaje się z kolegami na wieczorne kolacje do restauracji. Paulinę często można spotkać w kuchni, poza śniadaniami w Rec.on możemy zamówić sobie posiłki – nas przywitała specjalna uczta z pysznymi falafelami, sałatkami, pitami. Innego dnia Paulina od pewnie jednej z sąsiadek zorganizowała wielką paelię z owocami morza, w cenie 10 Euro za osobę. Ilość nie do przejedzenia.
Paulina i Bartek to skarbnica wiedzy o okolicy – podpowiedzą, gdzie kupić dojrzałe owoce, na jakiej plaży będziecie prawdopodobnie sami czy dokąd wybrać się na rowerową wyprawę.
Miasteczka w okolicy
Najbliżej od Rec.on Spain, bo około 5-10 minut jazdy samochodem, znajduje się urocze miasteczko Vélez-Rubio. Najlepszy widok na nie, w tym na Iglesia de la Encarnación, którą można zobaczyć z dowolnego miejsca w miasteczku, jest z zakupionego właśnie przez Paulinę i Bartka apartamentu z tarasem na dachu. Kościół został uznany za narodowy zabytek historyczny i został zbudowany w XVIII wieku na szczycie pozostałości kościoła San Pedro. Ma imponującą rzeźbioną fasadę. Jest to jeden z najlepszych przykładów architektury barokowej w Almerii. Ci, którzy chcą dowiedzieć się więcej o historii Vélez-Rubio, powinni odwiedzić Muzeum Archeologiczne Miguel Guirao, gdzie można zobaczyć wiele pozostałości znalezionych w okolicy z czasów prehistorycznych, a także z czasów rzymskich i arabskich. Miejsce to jest bardzo ciekawe, bo to właśnie tu przebiegała rzymska droga Via Augusta, która łączyła Cartagenę i Kadyks.
Moje ulubione miasteczko w okolicy znajduje się natomiast kilka kilometrów dalej. Vélez Blanco rozciąga ramiona, by przywitać cię, gdy jeszcze znajdujesz się na drodze prowadzącej dalej do Marii. To miasteczko cudownych widoków – przede wszystkim z renesansowego zamku Castillo-Palacio (renesansowy zamek), który jest jednym z klejnotów hiszpańskiego renesansu. Co ciekawe do dziś zachowała się tylko zewnętrzna część, ponieważ wnętrze zostało sprzedane na początku XX wieku, a dziś jest pokazywane w Museum of Metropolitan Art w Nowym Jorku, USA. Białe domki opadają w dół, a wielką frajdą może być przejażdżka po wąskich i krętych drogach. W Velez Blanco, jeśli dobrze pamiętam, to w środę odbywa się targ – na ten dzień zamknięta jest po prostu jedna z uliczek miasteczka, a z ciężarówek i straganów kupimy zarówno owoce, jak i warzywa, słodycze, jak i lokalne przekąski, owoce morza czy oliwki.
Ostatnie miasteczko na trasie, którą kilkakrotnie kursowaliśmy to María. To tu trafiliśmy pierwszego dnia na targ i to właśnie na nim dowiedzieliśmy się, że te 20 apatycznie wyglądających kurczaków wcale na nas nie czeka, bo wiele wcześniej zostało zarezerwowanych przez lokalnych mieszkańców. W miasteczku znajduje się czynny w niedzielę sklep oraz placyk obok boiska, z placem zabaw i barem, który wypełniony był przez ożywionych Hiszpanów popijających różne trunki i jedzących tapas.
Plaże
Do plaży, w zależności, jaką wybierzecie, macie przynajmniej godzinę jazdy. Ale jazda po hiszpańskich drogach (przynajmniej w tej okolicy) to przyjemność – jest mało samochodów, drogi są dobre jakościowe i tak naprawdę łatwo się po nich poruszać. My byliśmy na 2 plażach, ale na uwagę zdecydowanie zasługuje plaża w Mazzaron. Jest szeroka, znajdujecie przy niej kilka restauracji i barów (bar na samej plaży ma wifi, a restauracja tuż obok serwuje naprawdę niezłe ryby i owoce morza), ale co najciekawsze z plaży widoczne są takie piękne formacje przypominające grzyby. Szkoda, że plażę i Erosiones Bolnuevo dzieli parking, który jak zakładam w sezonie wypełniony jest setką, jak nie tysiącem, samochodów.
Z różnych względów nie szukamy dzikich plaż, ale jeśli na takie macie ochotę, to Paulina i Bartek z pewnością podrzucam wam kilka adresów plus dla chętnych wypożyczą kampera, którego dowiozą w ustalone miejsce, tak by stał się waszym domem na plaży.
Co nam się podobało:
- ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie
- przestronny apartament z łazienką – przyjeżdżający wiekszą grupą (rodzina, przyjaciele) mogą wynająć całe piętro czyli 2 pokoje, salon z jadalnią i kuchnią i duży taras z hamakami
- liczne zakamarki – stoliki, kanapy zrobione z palet, hamaki oraz duży taras na każde 2 pokoje pozwolą znaleźć swoje miejsce, by się wyciszyć i odpocząć
- usytuowanie – cała przygoda zaczyna się już wtedy, gdy zjeżdżamy z asfaltowej drogi
- okolica czy możliwość doświadczania prawdziwego, nie obwieszonego chińskimi souvenirami i przepełnionego turystami życia, które dzieje się tu na ulicach
Submit a Comment