Włoskie wakacje – Apulia
- intopassion
- On lutego 14, 2015
Apulię bardzo łatwo znaleźć na mapie. Położona jest na „obcasie włoskiego buta”. To rejon bardzo zróżnicowany – od równin porośniętych drzewami oliwnymi i plaż nie gorszych niż na Dominikanie, poprzez parki narodowe do kompleksów jaskiń.
Specjalnie dla nas Magda Gościk o swojej cudownej podróży do Apulii.
Magda zamieniła warszawski świat mody na berliński start-up. Uzależniona od organizowania i sprawdzania pogody. W wolnych chwilach rowerem przemierza Berlin w poszukiwaniu nowych miejsc. Nie potrafi oszczędzać – wszystko wydaje na kolejne podróże. Od 7 lat bezgranicznie zakochana w Nowym Jorku.
***
Mówią, że jaki początek roku, taki cały rok. Dlatego 1 stycznia spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy w stronę słońca, a dokładniej do krainy pizzy – Włoch. Tym razem za cel obraliśmy rejon bardzo popularny wśród Włochów, a mniej znany poza granicami tego kraju, czyli Apulię (Puglię).
Skąd pomysł na taki kierunek wyprawy? Uwielbiam internetowe wydanie Conde Nast Traveller. Kiedy tylko mam wolną chwilę wertuję artykuły w poszukiwaniu nowych inspiracji i pomysłów na kolejne wakacje. W taki sposób natrafiłam na zdjęcie plaży w Polignano a Mare, uznawanej za jedną z najładniejszych na świecie. Miłość od pierwszego wejrzenia, a do tego wszyscy Włosi pracujący w moim biurze rozpływali się w zachwytach, opowiadając o tym regionie. Po takiej rekomendacji nie pozostało mi nic innego, jak wpisać Apulię na pierwsze miejsce listy kolejnych destynacji.
Czytaj także:
Nasze wakacje były krótkie. Na zwiedzenie tak ciekawego regionu mieliśmy tylko trzy dni. Godzinami siedziałam i planowałam, co zobaczyć na pewno, gdzie pojechać chociaż na chwilę, a jakie miejsca zostawić na kolejny raz, bo z pewnością tam wrócimy! Podczas naszego pobytu korzystaliśmy prawie z każdego dostępnego rodzaju transportu, więc nie nudziliśmy się ani przez chwilę.
Do Bari, stolicy regionu, najłatwiej dostać się szybkim pociągiem lub samolotem z Rzymu. Nie mogąc zdecydować się na jedną opcję, pojechaliśmy pociągiem, a wróciliśmy samolotem. 4 godziny w pociągu to Włochy w pigułce. Krajobraz za oknem zmienia się bardzo szybko. Najpierw podziwiamy zielone pola, po chwili ośnieżone stoki, by zaraz zobaczyć błękitne morze.
Bari przywitało nas słońcem i słonym powietrzem. To miasto portowe, z rozwiniętym przemysłem i piękną starówką.
Zwiedzanie warto rozpocząć od spaceru nadmorską promenadą, prowadzącą do starego portu. Miejsce niczym z perfekcyjnej pocztówki. Niebieskie łódki z rybackimi sieciami, unoszącymi się na wodzie i stary teatr (Teatr Margherita), znajdujący się w samym środku portu. To także punkt obowiązkowy dla wielbicieli ryb, które można tu zakupić zaraz po wyciągnięciu z sieci.
Z portu udajemy się na stare miasto – labirynt wąskich uliczek. Warto tam zabłądzić, by zobaczyć jak żyją mieszkańcy tego miasta, ponieważ prawie wszyscy z nich zostawiają uchylone drzwi i odsłonięte okiennice. Trzeba tylko pamiętać, by na wyprawę nie iść głodnym, gdyż zapachy unoszące się w powietrzu sprawiają, że zamiast podziwiać okolicę zaczynamy szukać najbliższej restauracji. Główne zabytki, których nie można pominąć to: Katedra św. Sabina położona w samym sercu starego miasta, zamek księcia Fryderyka II Szwabskiego oraz teatr Petruzzelli.
Wieczorem udaliśmy się na kolację, która jak się później okazało, była najlepszą jaką jedliśmy w życiu (szczegóły w punkcie „Gdzie zjeść”).
Drugi dzień rozpoczęliśmy od śniadania z widokiem na morze i port, by kolejne dwie godziny spędzić na walce o wypożyczenie samochodu. Warto przygotować się na kilka „piccolo problema” podczas załatwiania formalności we Włoszech. W końcu uśmiechnięci, z kluczykami w dłoni ruszyliśmy w drogę.
Pierwszy przystanek to Arberobello. Miejscowość jedyna w swoim rodzaju, znajdująca się na liście dziedzictwa UNESCO. Słynie z małych domków, tzw. trulli – białych, okrągłych, z dachami w kształcie stożka. Spacer uliczkami miasteczka warto zakończyć zwiedzaniem kościoła św. Antoniego, znajdującego się w centrum miasteczka i kawą w jednej z miejskich kawiarni.
Po Arberobello przyszedł czas na główny punkt programu, czyli Lecce oddalone o prawie sto kilometrów, położone na południu regionu. Droga upłynęła bardzo szybko, a widoki na wybrzeże i gaje oliwne sprawiły, że nawet nie zorientowaliśmy się, kiedy dotarliśmy do celu.
Lecce zwane jest „Florencją południa”. Przydomek ten zyskało dzięki pięknym barokowym budynkom. Tutaj czuć bliskość Afryki. Rośliny są bardziej egzotyczne, a na każdym rogu natrafiamy na wysokie palmy. Stare miasto w Lecce jest wyjątkowe. Wszystkie budynki zbudowane są w podobnym, piaskowym kolorze, co nadaje temu miejscu niezwykłego uroku. Trudno też zliczyć ilość kościołów, które zwiedzaliśmy. Z pewnością nie można pominąć Piazza del Duomo, nad którym góruje przepiękna katedra. Po kilkugodzinnym zwiedzaniu, chwilę spokoju można odnaleźć w miejskim ogrodzie.
Wizyta w Lecce to z pewnością punkt obowiązkowy podczas zwiedzania Pulii. Miasto jest naprawdę wyjątkowe, egzotyczne z grecką nutką (w części dzielnic na obrzeżach miasta nadal można usłyszeć język grecki).
Niestety czas nie jest sprzymierzeńcem podróżników, więc gdy słońce zaczęło zachodzić, skierowaliśmy się do miasteczka Monopoli, oddalonego od Bari ok. 40 km. Jechaliśmy tam głównie ze względu na poleconą nam restaurację. Jednak to nie kolacja okazała się najważniejsza. Spacer małymi uliczkami tego uroczego portowego miasteczka, to idealne zakończenie całego dnia. Większość uliczek jest tak wąska, że poruszanie się po nich samochodem jest niemożliwe. Przez przypadek trafiliśmy także do bazyliki – jeden z najpiękniejszych kościołów, jakie widziałam podczas moich włoskich podróży. Wnętrze wręcz przytłacza zdobieniami.
Trzeci dzień, to czas pożegnania z tą przepiękną okolicą. Naszą podróż zakończyliśmy w miejscu, od którego wszystko się zaczęło, czyli Polignano a Mare. Miasteczko ma w sobie wszystko – romantyzm, dramatyzm, przepiękne budynki i plażę położoną między klifem. Warto udać się na spacer tarasami widokowymi położonymi na klifie. Oprócz turystów, spotkamy tam także rybaków łowiących ryby na wędkach, zaczepionych kilkanaście metrów ponad wodą.
Apulia to region z charakterem. Z pewnością każdy znajdzie tam coś, o czym będzie opowiadał jeszcze tygodniami po powrocie do domu. Nasza podróż to bardzo okrojona wersja tego, co oferuje ten region. Nie dotarliśmy do białych plaż położonych na samym południu, jaskiń, pięknego parku narodowego czy Matery – miasta, w którym duża część domów wydrążona jest w skale. Wszystkie te miejsca pozostawiamy na następny raz, który mam nadzieję nastąpi już niedługo.
Wskazówki:
1. Jak dotrzeć
Najłatwiej dolecieć samolotem do stolicy Włoch – Rzymu, a następnie przesiąść się w szybki pociąg (The Frecciargento) lub samolot. Do Bari latają samoloty trzech linii lotniczych: Alitalia oraz Vueling, odlatujące z głównego rzymskiego lotniska Fiumicino oraz Ryanair, odlatujący z lotniska Ciampino. Lotnisko w Bari znajduje się ok. 17 km od centrum miasta.
2. Gdzie mieszkać:
– Hotel Grande Albergo Delle Nazioni (Bari) – hotel znajdujący się przy samej nadmorskiej promenadzie. Z restauracji hotelowej, znajdującej się na szóstym piętrze, roztacza się widok na morze i stary port.
– W przypadku dłuższego pobytu warto zatrzymać się w jednym z wielu pensjonatów agroturystycznych.
3. Gdzie zjeść:
BARI:
– Cantina di Cianna Cianne (Via Corsioli 5) – MIEJSCE OBOWIĄZKOWE! Wygląda niepozornie. Dwie połączone sale, proste obrusy w biało-czerwoną kratkę i drewniane stoły. Jednak od samego początku czuliśmy się tam, jak w domu. Przemiła obsługa i właściciel, który osobiście przyszedł się z nami przywitać. Jedzenie i domowe wino najwyższej klasy. Talerz przystawek to Apulia na talerzu. Klopsiki z muli, krem z ricotty, ciecierzyca z warzywami, włoska szynka i wiele innych przysmaków. Naszym głównym daniem były grillowana ryba i ośmiornica. Tego smaku nie da się opisać. Niestety deser był ponad nasze siły. Warto pojechać do Bari, chociażby tylko dla tej restauracji!
– La Pesciera (Via de Rossi 159) – miejsce w sam raz dla zgłodniałych w czasie lunchu, kiedy wszyscy odpoczywają podczas siesty. Owoce morza wybieramy sami. Warto spróbować tradycyjnego makaronu z owocami morza i fasolą.
– Al Pescatore (Piazza Federico II di Svevia 6) – kolejne miejsce słynące z owoców morza. Niestety tam już nie dotarliśmy, ale zostało ono zarekomendowane przez wiele osób mieszkających w Bari.
LECCE
– Crem bar gelateria (Viale Marconi angolo viale Lo Re) – punkt obowiązkowy dla miłośników kawy i słodyczy. Espresso ma idealną, kremową konsystencję, a robione na miejscu nadziewane czekoladki są wyborne.
MONOPOLI
– Osteria Perrici (Via Orazio Comes 1) – świeże i pyszne owoce morza. Na deser warto zamówić Panacottę z kremem karmelowym.
4. Dodatkowa informacja:
Planując wycieczkę Bari warto skorzystać z opcji zwiedzania na rowerze. Podczas dwugodzinnej przejażdżki przewodnik opowie nam całą historię miasta i pokaże miejsca, do których nie dotrze turysta (www.veloservice.org/velovebikes/en).
Zdjęcia: Magda Gościk, pinterest
Save
Save
Save
Save
Save
Save
Save
Save
Save
Save
Submit a Comment