azjatyckie migawki
Niczym gibon w laotańskiej dżungli
marca 18, 2013 | Magda BebenekOd zawsze, kiedy zadawano mi pytanie: “Gdybyś miała wybór, jakim zwierzęciem byś była?”, odpowiadałam motylem lub delfinem, nigdy: małpą. Jednak gdy przy wyjeździe z Bangkoku znajoma Kanadyjka wspomniała mi o Gibbon Adventures (z ang. Przygody Gibbonów), nie było odwrotu – leciałam na północ Tajlandii, żeby wybrać się na trzydniowy trek po laotańskiej dżungli i jeżdżąc po zawieszonych ponad koronami drzew linach poczuć wiatr we włosach niczym te małe nadrzewne małpy.
Read More
Bombaj – Bangkok express
lutego 18, 2013 | Magda BebenekPoczątkowo miałam być w Bombaju do 22ego lutego. Jednak w połowie stycznia uświadomiłam sobie, że biorąc pod uwagę wszystkie zaplanowane przeze mnie wyjazdy, w mieście tym został mi niecały tydzień. Postanowiłam, że niemożliwym jest, żebym wyjechała z Indii tak wcześnie. Do kiedy tylko wiza pozwoli mi zostać! – pomyślałam i poczułam, jak kamień spada mi z serca. Najtańszy bilet powrotny znalazłam na 4ego kwietnia na Ukrainę, z której wracałabym dalej autostopem lub pociągiem. Osiadłam więc szczęśliwa w Bombaju, do czasu kiedy po niespełna półtora tygodnia, w Walentynki o 1:55 nad ranem, wsiadłam w samolot do Bangkoku.
Zabiegana indyjska żona
lutego 2, 2013 | Magda Bebenek–Wiesz, tutaj kobiety nie otrzymują zazwyczaj wykształcenia wystarczającego do pracy. Nawet jeśli, tak jak moja żona, skończą odpowiednią ilość klas i mogą pracować np. jako nauczycielka, w naszym mieście nie zarobią więcej niż 3-5 tys. rupii (ok. 180 – 300 zł) miesięcznie. Szkoda zachodu za takie pieniądze. Poza tym, Ankita jest całymi dniami zajęta z powodu obowiązków domowych. – kończy Kuldip. O ile poprzednie argumenty do mnie całkowicie przemawiały, o tyle ten wywołuje na mej twarzy lekko pobłażliwy uśmiech. Read More
Nie ma to jak indyjska domówka
stycznia 24, 2013 | Magda BebenekNie palę. Nie piję alkoholu. Nie biorę narkotyków. Nie jem mięsa. Nudziara! – pomyślicie. Może i tak, szczególnie na naszych domówkach, gdzie zazwyczaj głównym punktem programu jest upić się jak najszybciej i następnego dnia chwalić się jaką ilość drinków się spożyło i jakich głupot się dopuściło. Tym bardziej kocham indyjskie imprezy. Nie chodzi o to, że ludzie tu nie piją. Jasne, są grupy, które ze względów wyznaniowych alkoholu nie tykają, albo przynajmniej nie publicznie, ale zdecydowana większość Hindusów z chęcią rozkoszuje się wszelkimi trunkami. Różnica taka, że więcej radości od odstawiania głupich numerów po pijaku sprawiają im śpiewanie i tańce do najbardziej znanych bollywoodzkich przebojów i jedzenie nieprzyzwoitych ilości jedzenia. Alkohol, choć płynie strumieniami, jedynie jakby “doprawia” wieczór. Jasne, znajdą się tu też imprezy, w trakcie których główną atrakcją będą narkotyki i alkohol, ale na te z zasady nie chodzę.